doc. dr Roman Iwanowicz Zuber – wspomnienia

Roman Zuber urodził się w 1925 roku we wsi Lackie Szlacheckie w województwie stanisławowskim. W 1946 roku, w ramach repatriacji, osiedlił się wraz z rodziną na Dolnym Śląsku we wsi Małuszów koło Legnicy. W 1951 roku ukończył studia na Wydziale Matematyczno Fizyczno Chemicznym Uniwersytetu Wrocławskiego i uzyskał stopień magistra filozofii z zakresu matematyki. W latach 1959–1964 pracował w WZE ELWRO we Wrocławiu. Od 1965 podjął pracę w Instytucie Matematyki Uniwersytetu Wrocławskiego. W 1966 roku obronił doktorat, a w 1968 roku otrzymał nominację na docenta. W latach 1969–1991 był kierownikiem Zakładu Metod Numerycznych i Maszyn Matematycznych w Instytucie Informatyki Uniwersytetu Wrocławskiego.
W latach 1975–1979 pełnił ponad to funkcję zastępcy dyrektora do spraw naukowych i dydaktycznych, a w latach 1979–1983 – dyrektora Instytutu Informatyki

Pracowałem w ELWRO prawie od początku. Widziałem ogromny entuzjazm i bezgraniczne poświęcenie wszystkich pracowników, w tym młodych inżynierów elektroników oraz matematyków w dążeniu do postawionego przed nimi celu – uruchomieniu produkcji maszyn cyfrowych. Po wielu udanych i nieudanych eksperymentach, postawiony cel został osiągnięty. Wyprodukowano 179 maszyn ODRA 1204, z czego 114 wyeksportowano za granicę. Uruchomiono również produkcję maszyn serii ODRA 1300, których wyprodukowano łącznie 587 egzemplarzy. To był ogromny sukces ELWRO. To było również ważne wydarzenie w historii naszego miasta Wrocławia. Pozostały tylko wspomnienia, które od chwili przejścia na emeryturę zapisywałem w moich pamiętnikach.

Początki Wrocławskich Zakładów Elektronicznych ELWRO

W drugiej połowie lat pięćdziesiątych w Zespołowej Katedrze Matematyki kierowanej przez profesora Władysława Ślebodzińskiego, prof. dr Mieczysław Warmus zorganizował seminarium ,”Metody Numeryczne i Graficzne”, na które zgłosiło się około 20 matematyków. Na początku referowane były przeważnie prace dotyczące przybliżonych metod numerycznych rozwiązywania równań różniczkowych. Około 1958 roku profesor Warmus przywiózł z zachodu do Wrocławia ciekawą książkę , której treścią były komputery, nazywane wtedy maszynami matematycznymi.
Profesor Warmus bardzo zachęcał nas do dokładnego przestudiowania tej książki wyjaśniając, że w świecie, szczególnie w USA i w krajach Zachodniej Europy, obliczenia wykonuje się na automatycznie liczących maszynach cyfrowych. Podkreślił, że rozpoczęła się rewolucja w zakresie obliczeń, która otwiera szerokie pole dla badań naukowych.
Uczestnicy seminarium byli pierwszymi osobami na Uniwersytecie Wrocławskim, które zapoznały się z metodami programowania oraz technicznymi rozwiązaniami niektórych podzespołów komputera, np.: pamięci, urządzeń wejścia i wyjścia itp. W drugiej połowie lat pięćdziesiątych rozpoczęły się we Wrocławiu także prace badawcze oraz inżynierskie w dziedzinie konstrukcji maszyn cyfrowych. Pionierem był prof. dr Jerzy Bromirski na Wydziale Łączności Politechniki Wrocławskiej. Prowadził badaniaw zakresie techniki cyfrowej i jej zastosowań do komputerów oraz szkolił w tym zakresie grupę swoich studentów.
W dniu 6 lutego 1959 roku prof. Kiejstut Żemaitis minister Przemysłu Ciężkiego powołał do życia Wrocławskie Zakłady Elektroniczne ELWRO, podpisując odpowiedni akt erekcyjny. Dyrektorem naczelnym został inż. mgr Marian Tarnkowski natomiast dyrektorem technicznym – inż. mgr Mieczysław Bazewicz. Dyrekcja ELWRO rozpoczęła poszukiwanie specjalistów z zakresie maszyn cyfrowych, między innymi na politechnice i uniwersytecie.
W kwietniu 1959 roku doszło do oficjalnego spotkania w Urzędzie Wojewódzkim w gabinecie ówczesnego prezydenta miasta Wrocławia profesora Bolesława Iwaszkiewicza. Udział w rozmowie wzięli przedstawiciele Politechniki Wrocławskiej: prof. Dionizy Smoleński – rektor, prof. Władysław Ślebodziński – kierownik Zespołowej Katedry Matematyki, prof. Mieczysław Warmus, oraz przedstawiciele nowo powstającej fabryki maszyn cyfrowych: mgr inż. Marian Tarnkowski i mgr inż. Mieczysław Bazewicz. Zaproszono także czterech matematyków, uczestników seminarium, których Warmus wskazał jako komputerowych specjalistów: Juliana Dębowego, Ryszarda Nowakowskiego, Ryszarda Wronę oraz mnie.
W czasie spotkania potwierdzono informację o powstaniu we Wrocławiu fabryki elektronicznych maszyn matematycznych oraz wyjaśniono, że uzasadnieniem takiej lokalizacji zakładu jest silny ośrodek matematyczny na Uniwersytecie Wrocławskim oraz nadwyżka absolwentów Wydziału Łączności Politechniki Wrocławskiej.
W dniu 1 maja 1959 roku czterech matematyków podpisało umowy o zatrudnieniu w Pracowni Matematycznej T–21 Wrocławskich Zakładów Elektronicznych. Ja otrzymałem etat kierownika tej pracowni. Siedzibą WZE ELWRO był kilkupokojowy budynek mieszkalny przy ul. Obornickiej, w którym jeden pokój przydzielono dla naszej pracowni.
Czteroosobowa grupa matematyków nie bardzo wiedziała co ma robić. Postanowiliśmy na początek studiować dogłębnie książkę MacCrackena i uczyć się wszystkiego, co w niej było zapisane. Jeździliśmy także do Warszawy szukając odpowiedniej literatury z zakresu maszyn matematycznych, ponieważ we Wrocławiu takich książek wtedy jeszcze nie było. Nasza praca polegała jedynie na codziennej dyskusji na różne komputerowe tematy: o programowaniu, o listach rozkazów, o rodzajach pamięci itp. Do pracy w tym samym pokoju przychodził również inżynier – elektronik.
O ósmej rano mówił wszystkim “dzień dobry”, potem siadał przy swoim biurku i coś pisał, wertował jakieś książki, zeszyty i papiery, ale rzadko włączał się do naszej dyskusji.
Kiedyś ten milczący inżynier poinformował nas o swoich problemach:
– Panowie. Przysłuchując się waszym rozmowom doszedłem do wniosku, że moglibyście mi pomóc. Ja otrzymałem od dyrekcji określone zadanie. Mam opracować zestaw wszystkich materiałów, jakie są potrzebne dla zrobienia jednej maszyny cyfrowej. Udało mi się dotąd określić ilości tranzystorów (ma to być maszyna tranzystorowa), diod, przewodów, i innych podzespołów. Myślę, że nie warto o tych rzeczach mówić szczegółowo. Teraz zaczynam myśleć o pamięci maszyny, oczywiście tranzystorowej. Mam o tym dość blade pojęcie.
Natomiast słyszę, że panowie jesteście w tej dziedzinie trochę zorientowani. Dlatego stawiam konkretne pytanie. Ile trzeba pierścieni ferrytowych dla jednego egzemplarza maszyny cyfrowej? Kilogram, pół worka, czy może kilkadziesiąt tysięcy sztuk? Sprawa jest bardzo prosta – zabrał głos Rysio Nowakowski.
– Przyjmijmy, że chce pan mieć pamięć o pojemności 1024 słów. Dalej przyjmijmy, że każde słowo ma długość 40 bitów, to znaczy 40 cyfr w układzie binarnym. Na każdy bit potrzebne są dwa ferrytowe pierścionki co oznacza, że na jedno słowo potrzeba 80 ferrytów. Mnożąc 80 przez 1024 otrzymujemy 81930 ferrytów. Aby łatwiej zapamiętać proponuję 100 tysięcy ferrytów na jedną maszynę.
Muszę jeszcze uwzględnić niezawodność ferrytów – dodał inżynier. – Mam na myśli fakt, że każdy pierścionek ferrytowy musi mieć określone własności ferromagnetyczne – odpowiednią pętlę histerezy, co sprawdza się przez pomiary. Jeżeli założyć, że z pośród wyprodukowanych ferrytów tylko 20% jest dobrych, to otrzymaną przez pana liczbę ferrytów należy jeszcze pomnożyć przez 5. Zatem na jedną maszynę cyfrową trzeba przygotować pół miliona pierścionków ferrytowych.
Z założenia Wrocławskie Zakłady Elektroniczne ELWRO miały być fabryką produkującą maszyny matematyczne, a zamierzeniem dyrektora naczelnego było wyprodukowanie już w 1961 roku czterech maszyn cyfrowych. Okazało się jednak, że tak szybki rozwój fabryki nie był możliwy. Przede wszystkim nie było we Wrocławiu żadnych specjalistów, ani inżynierów ani matematyków, na tyle znających się na maszynach matematycznych, aby mogli je produkować. Stało się oczywistym, że w pierwszej kolejności należało przygotować kadrę, a dopiero wówczas zabrać się do produkcji.
Dyrekcja fabryki zmuszona była do uruchomienia najpierw produkcji zastępczej, dającej utrzymanie dość już licznej załodze. Zabrano się więc do produkcji przełączników kanałów dla telewizorów, a w następnych latach, głowic UKF dla Zakładów Radiowych DIORA i zespołów odchylania dla odbiorników telewizyjnych. Produkcję uruchomiono w kilku halach odbudowanych ze zniszczeń.
Po kilku dniach dostałem polecenie od dyrektora naczelnego, aby przyjąć do pracy jeszcze kilku matematyków i przygotować się na kilkumiesięczny wyjazd, wraz z całą pracownią matematyczną, na szkolenie w Warszawie. Na ogłoszenie w prasie zgłosiło się kilku matematyków, z których cztery osoby zostały przyjęte do pracy w ELWRO, między innymi Lidia Codoni i Stanisław Tomaszewski.

Szkolenie w Warszawie

W Warszawie działały trzy ośrodki naukowe, w których powstawały modele maszyn cyfrowych: Zakład Aparatów Matematycznych PAN, gdzie pod kierunkiem docenta Leona Łukaszewicza budowano maszynę XYZ, Pracownia Maszyn Cyfrowych Instytutu Badań Jądrowych PAN projektująca pod kierunkiem docenta Romualda Marczyńskiego maszynę EMAL 2 (Elektroniczną Maszynę Automatycznie Liczącą) oraz Zakład Konstrukcji Telekomunikacji i Radiofonii Politechniki Warszawskiej budujący pod kierunkiem profesora Antoniego Kilińskiego maszynę UMC–1 (Uniwersalną Maszynę Cyfrową).

Dyrekcja ELWRO wysłała na szkolenie grupę inżynierów do Zakładu Aparatów Matematycznych PAN oraz grupę inżynierów i matematyków do Instytutu Badań Jądrowych PAN. Wszyscy zostali zakwaterowani w hotelu Instytutu Lotnictwa przy ul. Żwirki i Wigury. Plan szkolenia w Zakładzie Matematyki Stosowanej IBJ PAN przewidywał wykład i ćwiczenia z programowania w kodzie wewnętrznym maszyny cyfrowej EMAL 2, prowadzone przez dr Marka Greniewskiego na podstawie jego książki. Inżynierowie mieli dodatkowo zajęcia polegające na wykonywaniu pomiarów określonych parametrów komputera i jego elementów. Ponadto raz w tygodniu odbywało się seminarium, na którym referowane były niektóre metody numeryczne.
Program szkolenia matematyków w IBJ był ograniczony tylko do nauki programowania. Spodziewaliśmy się nieco szerszej wiedzy o maszynach cyfrowych. Prosiliśmy docenta Marczyńskiego o wykład na temat logicznej organizacji maszyny EMAL. Marczyński obiecał taki wykład wygłosić, ale swoich obietnic nigdy nie zrealizował. Jeden tylko raz łaskawie zgodził się na wejście do pokoju z maszyną cyfrową czterem matematykom: Dębowemu, Nowakowskiemu, Wronie i mnie. Poinformował nas, że nie są na razie możliwe obliczenia na niej, ponieważ nie jest jeszcze uruchomione urządzenie wyprowadzające wyniki obliczeń. Marczyński dużo mówił o sposobie montowania pewnych elementów maszyny:
– Widzicie panowie te zabawki, które w dużych ilościach kupujemy w sklepach zabawkarskich.
Z tych zabawek wykorzystujemy te oto pudełka plastikowe, w których świetnie montuje się pewne podzespoły maszyny.
Po zajęciach na 6-tym pietrze pałacu kultury oraz obiedzie zjadanym najczęściej w jakimś barze mlecznym, wracaliśmy do hotelu, gdzie wszyscy razem przez parę jeszcze godzin pracowicie odrabialiśmy zadania domowe, których Marek Greniewski nie szczędził. Uczyliśmy się bardzo chętnie, traktując programowanie jako język szyfrowy, z pomocą którego można porozumiewać się z maszyną cyfrową, polecać jej wykonywanie pewnych czynności i sterować jej pracą. Ucząc się programowania wypracowaliśmy również pewien żargon związany z maszynami cyfrowymi, w którym „maszyna” była utożsamiana z jakąś myślącą osobą. Mówiło się np.: maszyna zapamiętuje informację, maszyna czyta dane, maszyna przesyła wyniki do pamięci itp.
W czasie, kiedy część załogi ELWRO odbywała szkolenie w Warszawie, dyrektor naczelny Marian Tarnkowski wydeptywał drogi do wszystkich trzech ośrodków komputerowych w Warszawie, szukając dokumentacji jakiejś maszyny, którą ELWRO mogłoby produkować we Wrocławiu. Nic mu się jednak nie udawało. Ani ZAM PAN ani Politechnika Warszawska nie miały odpowiednio opracowanej dokumentacji produkcyjnej.
Kiedyś dyrektor Tarnkowski zjawił się w IBJ, odszukał mnie i zaproponował mi wspólną rozmowę z doc. Marczyńskim:
– Chcę pana poinformować, że dotąd jeszcze nie udało mi się uzyskać dokumentacji żadnej maszyny cyfrowej, którą można by wyprodukować w naszym zakładzie. Dzisiaj chcę na temat takiej dokumentacji rozmawiać z docentem Marczyńskim, z którym jestem umówiony. Proszę pana o towarzyszenie mi w tej rozmowie i ewentualne wsparcie. Przestrzegam, że rozmowy z naukowcami są bardzo trudne.
Wkrótce zostaliśmy przyjęci przez docenta Marczyńskiego. Wtedy to można było się przekonać o wielkiej umiejętności prowadzenia rozmów przez dyrektora Tarnkowskiego. W zakładzie pracy na spotkaniach dyrektora z kierownikami wydziałów, pracowni i innych jednostek dyrektor Tarnkowski zachowywał się zawsze bardzo apodyktycznie, narzucał swoją wolę, nie pozwalał nikomu odbiegać od tematu dyskusji. Z docentem Marczyńskim rozmawiał nadzwyczaj taktownie i spokojnie. Na początek bardzo serdecznie podziękował mu za zgodę na szkolenie jego pracowników, którzy zdobywają w jego ośrodku, pod jego kierunkiem, ważną wiedzę w zakresie maszyn matematycznych. Obiecał, że ELWRO za to wszystko stokrotnie się odwdzięczy. Następnie krótko i treściwie zreferował cel wizyty:
– Panie docencie. Mam zamiar w ELWRO rozpocząć produkcję maszyn cyfrowych. Myślę, że mogą to być maszyny EMAL 2. Muszę mieć jednak odpowiednią dokumentację produkcyjną. Jestem przekonany, że pan docent mógłby taką dokumentację do końca roku przygotować. Pański ośrodek może na tym sporo zarobić.
Propozycja dyrektora ELWRO wyraźnie zaciekawiła Docenta Marczyńskiego, który uśmiechając się mile, podziękował dyrektorowi za takie wyróżnienie jego maszyny, zaznaczając jednocześnie, że przecenia on możliwości jego zespołu:
– Panie dyrektorze. Do końca roku zostało około pięciu miesięcy. Ja ze swoim zespołem nie zdążę tak szybko opracować dokumentacji w takiej formie, aby na jej podstawie można było powielić moją maszynę. Poza tym konieczne są próby na tym egzemplarzu, który w tej chwili kończę. Natomiast dla wykończenia mojego egzemplarza potrzebne są również pieniądze.
– Panie docencie – przerwał grzecznie dyrektor wywody Marczyńskiego.
– Niech pan będzie uprzejmy określić dwie wielkości: ilość potrzebnych panu pieniędzy oraz termin zakończenia prac nad dokumentacją.
Marczyński przez jakiś czas zastanawiał się, ale nie mogąc od razu podać tych informacji, poprosił o kilka dni przerwy dla dokładniejszego przemyślenia tych spraw.
Podczas drugiego spotkania w tym samym gronie Marczyński określił najpierw potrzebną mu ilość pieniędzy, podając szczegółowe uzasadnienie kosztów. Dyrektor Tarnkowski bez wahania zgodził się na zapłacenie żądanych pieniędzy podkreślając, że na pewno wszystkie wydatki są dobrze oszacowane. Podkreślił, że bardziej interesuje go termin przekazania dokumentacji.
– Panie dyrektorze – powiedział wtedy Marczyński. – Na dokumentację trzeba będzie poczekać dwa lata.
– Co? Dwa lata – krzyknął dyrektor wstając nagle z krzesła, a za chwilę już nieco spokojniejszym głosem dodał.
– Panie docencie. Ja muszę w przyszłym roku wyprodukować cztery maszyny. Ja nie mogę czekać dwóch lat na dokumentację.
– Trudno, panie dyrektorze – odezwał się znowu Marczyński. Do końca roku nie przygotuję panu dokumentacji. Żaden z warszawskich ośrodków zajmujący się budową pojedynczych egzemplarzy maszyny cyfrowej tego nie dokona. Może pan być pewny. Na tym rozmowy z docentem Marczyńskim na temat dokumentacji maszyny cyfrowej zakończyły się.
Dyrektor Tarnkowski jednak nie ustawał w poszukiwaniach i ostatecznie odniósł pewne sukcesy.
Z Zakładu Aparatów Matematycznych PAN uzyskał dokumentację logiczną przelicznika S–1 oraz opis elementów podstawowych w postaci publikacji naukowych opracowane przez zespół Jerzego Gradowskiego, natomiast od doc. Romualda Marczyńskiego z IBJ PAN – rozwiązanie konstrukcyjne bębna pamięci o pojemności 512 słów.

Maszyna cyfrowa ODRA 1001

Po powrocie kilkunastu pracowników ze szkolenia w Warszawie, ELWRO dysponowało już potencjałem ludzi w pewnej mierze przygotowanych do produkowania nowych maszyn cyfrowych, między innymi: elektroników i matematyków. W Biurze Konstrukcyjnym powstał zespół pod kierownictwem profesora Politechniki Wrocławskiej, dra Jerzego Bromirskiego, którego zadaniem było opracowywanie dokumentacji konstrukcyjnej pierwszej maszyny cyfrowej o nazwie ODRA 1001. Zespół konstruktorów postanowił zmodyfikować nieco przelicznik S–1, którego dokumentację logiczną dostarczył ZAM PAN w Warszawie. Postanowiono zastąpić w nim niektóre układy lampowe układami tranzystorowymi, wykorzystując wyłącznie tranzystory i diody produkowane w kraju, oraz wyposażyć go w pamięć bębnową o pojemności 1024 słów 18–to bitowych. Wszystkie założenia techniczne były gotowe już w kwietniu 1960 r.
Matematycy zajmowali się prześledzeniem dokumentacji logicznej przelicznika i jego podstawowych układów: sumatora, akumulatora, rejestrów, macierzy deszyfrujących itp. oraz sprawdzali poprawność wszystkich działań arytmetycznych, logicznych i organizacyjnych, tzn.: dodawania, odejmowania, mnożenia, dzielenia, koniunkcji, alternatywy, przesyłania z akumulatora do pamięci i z powrotem, przesuwania słowa w akumulatorze itp.
Była to dla matematyków świetna lekcja poglądowa organizacji logicznej nowoczesnych komputerów. Dogłębna analiza schematów logicznych pozwoliła dokładnie zrozumieć mechanizm umożliwiający sterowanie pracą maszyny cyfrowej za pomocą napisanego przez człowieka programu, wykorzystującego dostępne w maszynie operacje podstawowe. Analiza schematów logicznych odkryła też ważną prawdę o maszynach automatycznie liczących, później nazwanych komputerami, a mianowicie taką, że maszyna matematyczna (komputer) jest bardzo prymitywnym urządzeniem i w żadnym wypadku nie można jej porównywać do mózgu ludzkiego, co w tych latach często czynili różni dziennikarze, nazywając ją mózgiem elektronowym.
W pracach związanych z analizowaniem schematów logicznych brał również udział mgr Thanasis Kamburelis , który do pracy w ELWRO zgłosił się pod koniec 1959 roku. Bardzo pozytywną opinię o nim przekazał prof. dr Edward Marczewski. Kamburelis bardzo szybko stał się wybitnym specjalistą w zakresie schematów logicznych. Później odegrał bardzo ważną rolę przy konstruowaniu wielu coraz doskonalszych maszyn cyfrowych: ODRA 1002, ODRA 1003, ODRA 1013, ODRA 1204 oraz ODRA 1305, dla których opracowywał schematy logiczne oraz listy operacji podstawowych.
Techniczną realizacją układów logicznych planowanej maszyny cyfrowej ODRA 1001 zajmował się mgr inż. Andrzej Zasada. Jego młodzieńczy zapał i bezgraniczne zaangażowanie jest godne podkreślenia. Postanowił opracować tranzystorowe układy logiczne pracujące z częstotliwością miliona herca. Przy stole, gdzie wypróbowywał swoje układy, spędzał dnie i noce. O każdym sukcesie, nawet drobnym, z dumą i radością informował swoich kolegów. Ostatecznie, po wielu próbach, Andrzej Zasada uzyskał układy pracujące z częstotliwością megaherca. W ten sposób uzyskał dla maszyny cyfrowej ODRA 1001 szybkość 200 dodawań zmiennopozycyjnych na sekundę.
Ważną sprawą konstrukcyjną było zbudowanie bębna pamięci o pojemności 1024 słów. Mechanicy wytoczyli na tokarce walec, który umieszczony w odpowiedniej obudowie miał się obracać z szybkością około 3000 obrotów na minutę. W górnej części obudowy znajdowały się szyny, na których były zamontowane 64 głowice czytająco–piszące, umieszczone nad ścieżkami, z których każda zawierała 32 słowa 18–bitowe. Głowice czytające musiały być umieszczone w bardzo małej odległości, rzędu dziesiątków mikronów, od powierzchni szybko obracającego się bębna. Z tego powodu drgania szybko obracającego się bębna musiały być mniejsze niż założona odległość głowic od powierzchni bębna. Mówiąc inaczej, bęben musiał być idealnie wyważony. Wyważaniem bębna zajmował się Jasio Miłto, fizyk, który godzinami siedział przy obracającym się bębnie, wpatrzony w oscyloskop informujący go o wielkości amplitudy drgań.
Następnie bęben musiał być pokryty odpowiednim proszkiem ferromagnetycznym aby, podobnie jak na taśmie magnetofonowej, można było na nim zapisywać informacje cyfrowe w układzie binarnym. Okazało się, że odpowiedniego proszku ferromagnetycznego nie sposób było nigdzie w tym czasie ani kupić ani dostać. Miłto kupował więc taśmy magnetofonowe, rozpuszczał je w acetonie i w ten sposób uzyskiwał potrzebny mu proszek ferromagnetyczny. Wreszcie bęben pokryty warstwą proszku ferromagnetycznego, odpowiednio wyważony został przekazany do eksploatacji.
W międzyczasie mechanicy pod kierunkiem inż. Zbigniewa Malinowskiego zbudowali metalową szafę oraz wsuwane w nią panele, na których zostały zamontowane układy logiczne maszyny. Opracowano również nową, dwudziestokrotną łączówkę. Urządzeniem wprowadzającym dane do komputera był czytnik taśmy perforowanej natomiast na wyjściu znajdował się dalekopis. Montaż maszyny zakończono w grudniu 1960 r., a pod koniec maja 1961 roku przekazano maszynę matematykom, których zadaniem było wykonywanie próbnych obliczeń. Dyrektor Tarnkowski polecił mi przygotowanie maszyny do odbioru przez komisję państwową na czerwiec 1961 r.
Zaproponowałem przygotowanie programu, oczywiście w kodzie wewnętrznym maszyny cyfrowej ODRA 1001, obliczającego wartość sinusa dla dowolnego kąta z przedziału [0,pi/2] i poleciłem, zgodnie hierarchią stanowisk, wykonanie tego zadania mgrowi Stanisławowi Tomaszewskiemu.
Napisanie takiego programu było zadaniem bardzo łatwym. Tomaszewski uporał się z nim w ciągu jednej godziny. Natomiast uruchomienie tego programu na maszynie cyfrowej ODRA 1001 okazało się zadaniem niemożliwym do wykonania. Opracowany przez Tomaszewskiego program obejmował 30 rozkazów. Dla jego uruchomienia Stasio potrzebował 30 sąsiadujących ze sobą komórek na bębnie, gdzie mógłby swój program zapamiętać. I to okazało się, niestety, nie możliwe. Staszek przeszukał prawie cały bęben, co zajęło mu bardzo dużo czasu, i nie znalazł potrzebnych mu 30 komórek. Wpisana na bęben informacja zawsze różniła się od później odczytanej. Aby zilustrować jego pracę, wyobraźmy sobie, że mamy do dyspozycji taśmę magnetofonową o długości około 300 m i chcemy zapisać na niej jakąś melodyjkę, która zajmuje 2 m taśmy. Wpisujemy naszą melodyjkę w różnych miejscach tej taśmy ale nigdzie nie udaje się odtworzyć jej czystego brzmienia, bo wszędzie występują jakieś zniekształcenia.
Od czasu do czasu do pracowni przychodził dyrektor Tarnkowski, pytając o przygotowania do państwowego odbioru maszyny. Zawsze go informowałem, że jeszcze są pewne trudności, które matematycy starają się usunąć. Kiedyś zostałem wezwany do gabinetu dyrektora naczelnego. Spodziewałem się reakcji dyrektora, ale nie przypuszczałem, że będzie ona taka ostra.
– Co tam się u was dzieje? – krzyczał dyrektor.
– Inżynierowie zrobili taką ważną i trudną pracę – opracowali dokumentację konstrukcyjną maszyny cyfrowej, opracowali i zmontowali wszystkie układy logiczne, zbudowali pamięć bębnową. A wy co? Wielcy naukowcy! Nie potraficie opracować prostego programu obliczeniowego.
Zaskoczony krzykiem dyrektora, nie wiedziałem jak się tłumaczyć. Nie chciałem na razie mówić o trudnościach z bębnem, bo za uruchomienie obiecana była jakaś nagroda. Zacząłem więc uspakajać dyrektora, że wprawdzie są kłopoty, ale na pewno matematycy potrafią je usunąć.
– Kiedy idę obok waszej pracowni – ciągnął swoją niezbyt przyjazną wypowiedź dyrektor – to zawsze widzę matematyków opierających głowy na łokciach i na pewno drzemiących. Co to za rodzaj pracy?
– Panie dyrektorze – broniłem swoich pracowników. – Matematycy, na ogół, nie pracują rękami, tylko głową.
– No dobrze już, dobrze. – dodał dyrektor. – Rozkazuję wam zabrać się porządnie do roboty i uruchomić jakiś program.
Staszek Tomaszewski postanowił wyjawić kłopoty z bębnem Jasiowi Miłto, konstruktorowi bębna. Jasio od razu mu wyjaśnił:
– Powiem ci coś, ale to musi być naszą tajemnicą. Byłbym mile zaskoczony, gdyby na tym bębnie można było zapisać jakiś program. Proszek ferromagnetyczny pokrywający powierzchnię bębna nie jest idealnie jednorodny. Z tej przyczyny powierzchnia bębna nie jest idealnie gładka. Gdybyśmy popatrzyli na nią przez mikroskop, na pewno zobaczylibyśmy różne góry i doliny a również głębokie studnie. Radzę ci opracować jakiś krótki program obejmujący 10 rozkazów, albo jeszcze mniej.
Ten trudny problem z bębnem rozwiązał ostatecznie Rysio Wrona. Wpadł bowiem na prosty ale genialny pomysł. Przepisał na dalekopisie kawałek tablicy sinusów, uzyskując w ten sposób taśmę perforowaną, z pomocą której łatwo było odtworzyć tekst na dalekopisie. Opracował następnie program zawierający dwa rozkazy.
1. Czytaj rządek taśmy (pięć bitów) i umieść go w akumulatorze.
2. Wyperforuj zawartość akumulatora na dalekopisie.
Program ten niczego nie obliczał, jedynie czytał kolejny rządek taśmy perforowanej umieszczonej w czytniku na wejściu komputera, zapisywał go chwilowo na ostatnich pięciu bitach akumulatora i następnie perforował ten rządek taśmy z pomocą dalekopisu umieszczonego na wyjściu komputera. Był to program powielający taśmę perforowaną. Jedynym wizualnym efektem działania programu było zapalanie się lampek umieszczonych na pulpicie komputera, wyświetlających zawartość 18–tu bitów akumulatora, świecących się na tych miejscach gdzie pojawiała się jedynka. Wizualnie ten dwurozkazowy program Wrony nie był dobry, ponieważ w czasie czytania taśmy perforowanej zapalały się tylko lampki na ostatnich pięciu miejscach rejestru. Rysio Wrona wówczas nieco zmodyfikował swój program, dodając po pierwszym rozkazie jeszcze dwa rozkazy przesuwania słowa w akumulatorze o 18 bitów, najpierw w lewo potem z powrotem w prawo, jedynie po to, aby poprawić efekt wizualny programu. Teraz podczas pracy programu zapalały się lampki na całym rejestrze.
Doszło wreszcie do odbioru maszyny cyfrowej ODRA 1001 przez komisję państwową składającą się z około dwudziestu kilku osób. Byli przedstawiciele Ministerstwa Przemysłu Ciężkiego, dyrektorzy zjednoczenia, przedstawiciele Komitetu Centralnego i Komitetu Wojewódzkiego PZPR, profesorowie z Politechniki Wrocławskiej na czele z rektorem Szparkowskim.
Do tego odbioru matematycy przygotowali się należycie. Wydrukowali wcześniej około 50 kartek zawierających fragment tablicy sinusów. Podczas demonstrowania pracy komputera jeden egzemplarz wydrukowali za pomocą programu Wrony i przekazali go przedstawicielowi ministerstwa, a innym gościom rozdali przygotowane kartki z gotowymi wynikami tłumacząc, że z powodu dość wolnej pracy maszyny uzyskanie tak dużej liczby wyników trwało by dość długo.
Po rozdaniu nastąpiło oglądanie wyników przez szanowną komisję. W pewnym momencie uradowany Rektor Szparkowski krzyknął:
– Ta maszyna liczy zadziwiająco dokładnie, z dokładnością sześciu miejsc po przecinku. Sinus 30 st. jest równy dokładnie 0.500000.
Okazało się, że nikt nie zorientował się w oszustwie. Przecież tyle było rzeczy podejrzanych podczas pracy tego programu. Nikomu nie przyszło do głowy pytanie po co tyle danych dla obliczania sinusa, albo dlaczego po każdym odczytaniu rządka taśmy następuje natychmiastowe wydrukowanie jednego znaku. Stąd można wyciągnąć wniosek, że w całej bardzo licznej komisji nie było ani jednego kompetentnego człowieka. Mało tego, nikt z pracowników ELWRO, włączając dyrekcję, nie zauważył oszustwa. Nawet konstruktorzy tej maszyny byli przekonani, że zrobili dobrą, działającą maszynę cyfrową. Dopiero później zauważyli, że nie ma sensu tej maszyny produkować seryjnie. Oczywiście, została przyznana duża nagroda państwowa, ale nikt poza dyrekcją jej nie oglądał.
W maju 1961 r. biuro konstrukcyjne opracowało założenia techniczne, o nieco lepszych parametrach, dla następnej maszyny cyfrowej – ODRA 1002. Przyjęto pamięć bębnową o pojemności 4096 słów 36 bitowych, na wejściu zaplanowano czytnik taśmy perforowanej, natomiast na wyjściu – perforator taśmy i dalekopis. Wyższe parametry techniczne elementów podstawowych umożliwiły osiąganie większych szybkości obliczeń – 800 dodawań na sekundę.
Na maszynie ODRA 1002, uruchomionej w czerwcu 1962 r., można było już wykonywać obliczenia. Pomimo tego ODRA 1002, zgodnie z oceną konstruktorów, jeszcze nie nadawała się do produkcji seryjnej.

Instytut Badań Jądrowych w Dubnej

W początkach 1960 r. powstała możliwość wyjazdu do ośrodka obliczeniowego w Międzynarodowym Instytucie Badań Jądrowych (MIBJ) w Dubnej koło Moskwy. Pod koniec września 1960 r. z ELWRO wyjechało tam pięć osób: dwóch matematyków ( Julian Dębowy i ja ) oraz trzech inżynierów (Janusz Łakomski, Zbyszek Krukowski i Kazimierz Zoń).
Ja wystartowałem samolotem z Okęcia o godzinie szóstej rano i po dwóch godzinach lotu wylądowałem na lotnisku Szeremietiewo, gdzie zegary, zgodnie z czasem moskiewskim, wskazywały już godzinę dziesiąta z minutami.
Po przejściu przez kontrolę paszportową, zobaczyłem człowieka trzymającego tablicę z napisem Dubna. Podszedłem do niego i po rosyjsku zapytałem:
– Czy pan czeka na kogoś z Polski?
– Słyszę, że pan dobrze mówi po rosyjsku. Tak. Czekam na gościa z Wrocławia.
– W porządku. Właśnie ja jestem z Wrocławia. Nazywam się Roman Iwanowicz Zuber.
Wesoły i przyjemny kierowca wziął ode mnie walizkę i poprowadził do samochodu.
– Czy daleko do Dubnej – zapytałem.
– Nie daleko, Romanie Iwanowiczu. Tylko 180 km na północ od Moskwy.
W Dubnej odbyło się nasze spotkanie z kierownictwem ośrodka obliczeniowego MIBJ. Ja zostałem skierowany do pracowni zajmującej się metodami numerycznymi rozwiązywania równań różniczkowych, kierowanej przez matematyka z Armenii, z nazwiskiem bardzo długim, nie do zapamiętania, którego nazywano Ramiz. Ramiz zaproponował mi opracowanie podprogramów rozwiązujących równania różniczkowe zwyczajne jednokrokowymi metodami Rungego – Kutty oraz wielokrokowymi metodami Adamsa – Bashfortha.
Zabrałem się żwawo do pracy. W pierwszej kolejności zapoznałem się z językiem programowania trójadresowej maszyny cyfrowej KIJEW, na której miałem sprawdzać działanie opracowywanych programów. Programowanie na maszynie KIJEW opanowałem dość szybko, w czym bardzo pomogła mi znajomość programowania na jednoadresowej maszynie EMAL 2.
Po napisaniu kilku podprogramów, postanowiłem uruchomić je na maszynie cyfrowej. Należało teraz przekazać rękopisy programów do pracowni przygotowującej dane dla maszyny cyfrowej na taśmie filmowej, z której odpowiedni czytnik mógł je odczytać i przesłać do pamięci maszyny. Urządzenia służące do perforowania taśmy filmowej były duże i bardzo hałaśliwe. Pracujące na nich panienki musiały zatykać sobie uszy watą, co nie bardzo pomagało. Dlatego każde stojące w pracowni urządzenie perforujące było jeszcze przykryte grubymi kocami. Na domiar złego, perforatory były urządzeniami bardzo zawodnymi i często psującymi się. Dlatego programiści musieli czasami dość długo czekać na wyperforowanie swoich programów albo danych.
Kiedy po raz pierwszy przyszedłem ze swoimi programami do pracowni przygotowania nośników dla maszyny cyfrowej, byłem świadkiem następującej rozmowy:
– Kochana Zoju, bardzo ciebie proszę. Wyperforuj mi te dane. Zobacz, tego nie ma dużo. Tylko dwie strony.
– Czym ja ci, Miszka, wyperforuję? Może palcem, co? Widzisz, że wszystkie perforatory są zepsute. Idź do majstrów; niech przyjdą naprawić. Już pół dnia o to prosimy Waśkę. A on, ta nietrzeźwa zaraza, tylko się uśmiecha i dziewczyny podszczypuje. A nam to płacą za robotę, a nie za podszczypywanie.
Nie tylko z powodu perforowania utrudnione było uruchamianie przygotowywanych programów. Miał swoje mankamenty również czytnik taśmy perforowanej, który często powodował rwanie się perforowanej taśmy filmowej. Rozerwaną taśmę operator musiał sklejać, co zabierało sporo czasu. A ponad to, z powodu niezbyt dobrego kleju, sklejona taśma często rwała się ponownie. Kłopoty sprawiała także maszyna cyfrowa, która od czasu do czasu również się psuła. Na szczęście inż. Krukowski z Wrocławia umiał ją naprawiać i to nawet wówczas, kiedy wzywano go do naprawy rozespanego w nocy. Żaden inny specjalista od maszyny cyfrowej KIJEV nie znał jej tak dobrze, jak Zbyszek.
Gdyby nie te wszystkie trudności, mógłbym przygotować dużo więcej podprogramów. Ale i tak opracowałem i uruchomiłem ich sporo podczas ośmiomiesięcznego pobytu w Dubnej.

Ośrodek Zastosowań Maszyn Cyfrowych

Dyrekcja ELWRO robiła sporo rzeczy z wielkim rozmachem, nierzadko na pokaz, nie licząc się z realiami i możliwościami. Od 1 stycznia 1961 roku Pracownia Matematyczna została przemianowana na Ośrodek Zastosowań Maszyn Cyfrowych (OZMC).
Z różnych doniesień pojawiających się w fachowych czasopismach wynikało, że maszyny cyfrowe znajdują coraz szersze zastosowanie. Dyrekcja postanowiła, że matematycy pracujący w ELWRO powinni zająć się zastosowaniami maszyn cyfrowych do sterowania procesami technologicznymi lub do automatyzacji procesów zarządzania.
Praca matematyków w OZMC początkowo ograniczała się do śledzenia literatury i dyskusji, niejednokrotnie zupełnie jałowych, na tematy zastosowań maszyn cyfrowych. Nieco poważniej zaczęto się zastanawiać nad automatyzacją procesów zarządzania. Ważnym konsultantem oraz informatorem był główny księgowy ELWRO, Wacław Wosik z którym często, przy herbatce i ciastkach, rozmawiałem na tematy maszyn cyfrowych i możliwości ich stosowania do obliczeń w administracji. Grupa matematyków zajęła się analizą obiegu dokumentów w ELWRO, próbując stworzyć pewien model matematyczny opisujący proces zarządzania zakładem produkcyjnym. Matematycy zbierający informacje dotyczące zarządzania w poszczególnych komórkach administracyjnych, bardzo szybko zorientowali się, że zautomatyzowanie administracji wymaga maszyn bardzo szybkich, wyposażonych w bardzo duże pamięci oraz niezawodne urządzenia drukujące i czytające.
Pojawił się również temat dotyczący automatyzacji procesu walcowania stali na wydziale walcowni zgniatacza w Hucie im. Lenina w Nowej Hucie. Matematycy wybrali się do huty, aby przyjrzeć się ciężkiej pracy operatorów sterujących ręcznie procesem walcowania. Operator siedzący na wysokości około 2 – 3 metrów nad kilkutonowym, na metr grubym, rozgrzanym do około 15000 C wlewkiem, operując różnymi dźwigniami, sterował jego ruchem w czasie walcowania go do grubości kilku centymetrów. Praca operatora była piekielnie uciążliwa, przede wszystkim ze względu na wysoką temperaturę, nad wlewkiem. Hutnicy myśleli o zastąpieniu operatora jakimś automatem sterowanym przez maszynę cyfrową. To było zadanie niezmierne trudne. Potrzebna była nie tylko bardzo szybka maszyna, ale także bardzo dużo czujników i przyrządów pomiarowych dostarczających maszynie na bieżąco dane opisujące aktualne położenie wlewka, jego temperaturę, grubość i inne parametry, zmieniające się z sekundy na sekundę. Niestety, ani w ELWRO ani w Polsce nie było maszyn nadających się do automatyzacji procesów technologicznych ani też obliczeń administracyjnych.

Maszyna ZUSE Z-22

Widząc niedoskonałość budowanych w ELWRO maszyn cyfrowych, dyrekcja zakupiła w firmie ZUSE w Niemczech Zachodnich maszynę matematyczną Z 22, która miała być wzorcem dla konstruktorów i matematyków. Ze względu na embargo, nie udało się zakupić maszyny cyfrowej w jakiejś poważnej firmie zachodniej, np. w IBM.
W celu przeszkolenia w 1963 roku wyjechało do firmy ZUSE w Bad Hersfeld, na okres dwóch miesięcy, czterech pracowników ELWRO: dwóch inżynierów (Andrzej Zasada i Stefan Zając) oraz dwóch matematyków (Teodor Mika i ja). Tam wszyscy uczęszczaliśmy na kurs programowania, na który oprócz nas uczęszczało także sporo Niemców. Ja i Teodor już we Wrocławiu przestudiowaliśmy dokumentację maszyny Z 22, poznali jej język wewnętrzny i nawet wykonywaliśmy na niej obliczenia.
Wykładowca prowadzący zajęcia często nas obydwóch wyróżniał, jako jedynych, którzy poprawnie wykonywali wszystkie zadawane przez niego zadania. Po pewnym czasie, przed zajęciami zaczęli nas oblegać niemieccy kursanci, prosząc o wyjaśnianie różnych zawiłości programowania. Uśmiechali się do nas i chwalili nas. Nie oznaczało to wcale, że Niemcy nas kochali.
Na jednym z Bierparty, po wypiciu dużej ilości piwa, jeden z Niemców zaczął wykrzykiwać „polnische Schweine”. Okazało się, że był to Niemiec rodem ze Świdnicy, skąd po 1945 roku musiał wyjechać do RFN. Był zatem „Flűchtige” (uciekinier albo ziomek). W należącym do landu Hesja miasteczku Bad Hersfeld odbywały się bardzo uroczyste zjazdy ziomkowskie.
Na szczęście nie wszyscy Niemcy byli negatywnie ustawieni do Polaków. Zaprzyjaźniłem się kiedyś z Niemcem, również – uciekinierem z Polski, z którym później często się spotykałem, dużo spacerowałem po okolicznych, malowniczych górkach i wiele rozmawiałem. On zrzucał całą winę na Hitlera i jego popleczników za, jego zdaniem, haniebną klęskę Niemców.
W Bad Hersfeld mieliśmy okazję obejrzeć kilka działów produkcyjnych firmy ZUSE. Zwiedziliśmy również ciekawą i bardzo pouczająca wystawę maszyn cyfrowych w Hannoverze, gdzie poznaliśmy wiele najnowszych modeli szybkich maszyn cyfrowych, oraz urządzeń współpracujących z nimi: drukarek, urządzeń wejścia i wyjścia, urządzeń kreślących, pamięci zewnętrznych itp. Poznaliśmy możliwości stosowania maszyn cyfrowych do sterowania procesami technologicznymi oraz do prac administracyjnych. Zebraliśmy dużo prospektów i różnych materiałów drukowanych związanych z konstrukcją, działaniem i zastosowaniami maszyn matematycznych.
W Hanoverze byłem zaszokowany, kiedy zobaczyłem wokół terenów wystawowych tysiące eleganckich samochodów, które nie mieściły się na przygotowanych parkingach. Powiedziałem wtedy do inżyniera, który zawiózł nas firmowym samochodem do Hannoveru, że chyba w całej Polsce nie ma tyle samochodów, ile jest na tej wystawie. On odpowiedział mi wtedy:
– Niech się pan nie martwi. Ta zaraza dojdzie także do was.

Hamburg. Czterech pracowników ELWRO wysłanych na przeszkolenie do Bad Hersfelf w porcie w Hamburgu ( od prawej ):, Teodor Mika, Andrzej Zasada, Stefan Zając i Roman Zuber.

Uniwersalna Maszyna Cyfrowa UMC–1

Dyrekcja WZE ELWRO dążyła uparcie do postawionego celu ? do rozpoczęcia seryjnej produkcji maszyn cyfrowych. Widząc niezbyt dobre perspektywy dla konstrukcji maszyn cyfrowych opracowywanych we własnym Biurze Konstrukcyjnym, postanowiła ponownie poszukiwać odpowiedniej konstrukcji w Warszawie.
Najbardziej zaawansowane były prace prowadzone w Zakładzie Konstrukcji Telekomunikacyjnych i Radiofonii Politechniki Warszawskiej przy przygotowaniu maszyny cyfrowej UMC–1 (Uniwersalnej Maszyny Cyfrowej). Kierujący zakładem Prof. Antoni Kiliński wyraził zgodę na seryjną produkcję tej maszyny w ELWRO. Uruchomieniem produkcji zajął się zespół konstrukcyjno–technologiczny pod kierunkiem mgra inż. Eugeniusza Bilskiego, do którego weszła grupa inżynierów i matematyków, między innymi: mgr inż. Zbigniew Krukowski i mgr Stanisław Lepetow.
W maszynie zastosowano sumator pracujący w arytmetyce minus dwójkowej, opracowany przez profesora Pawlaka, którego konstrukcja była prostsza od sumatora plus dwójkowego. Okazało się jednak, że mocno skomplikował się układ dzielenia, co wyszło na jaw dopiero przy sprawdzaniu działań arytmetycznych. Elwrowscy matematycy, Julian Dębowy i Teodor Mika zauważyli, że w niektórych przypadkach wyniki dzielenia nie są poprawne. Konstruktor maszyny Jerzy Płoński musiał przerobić układ dzielenia liczb. Te przeróbki trochę poprawiły dzielenie, ale i tak występowały przypadki, wprawdzie w bardzo nietypowych i rzadkich przypadkach, kiedy wyniki dzielenia były fałszywe. Zadecydowano jednak, że tak musi pozostać. UMC–1 była dużą maszyną lampową, energochłonną i mocno grzejącą się, dlatego wymagającą intensywnego chłodzenia. Była wyposażona w pamięć bębnową o pojemności 4096 słów 36 bitowych. Osiągała szybkość 100 dodawań na sekundę. Na wejściu i jednocześnie wyjściu miała dalekopis z perforatorem taśmy.
W WZE ELWRO w latach 1963–1964 wyprodukowano 25 maszyn UMC–1. Nie była to jednak udana konstrukcja, dlatego zainteresowanie nią było dość małe. Jedna z tych maszyn została zainstalowana w Instytucie Geodezji i Kartografii w Warszawie, gdzie dzięki współpracy z Politechniką Warszawską i opracowaniu odpowiedniej biblioteki programów, była dobrze wykorzystana. Jeden egzemplarz, ze względu na istniejące już oprogramowanie, zakupiło także Przedsiębiorstwo Geodezyjno – Kartograficzne we Wrocławiu. Jeden egzemplarz zakupili Węgrzy. Ponieważ zainteresowanie tymi maszynami spadało, ELWRO postanowiło kilka egzemplarzy podarować szkołom lub harcerzom.

UMC–1: Przy maszynie UMC–1 stoją (od prawej): prof. Jerzy Bromirski zasłania dyr. Tarnkowskiego machającego ręką, rektor politechniki Dionizy Smoleński, Roman Zuber w tyle i docent Bronisław Pilawski wpatrzony w dalekopis, wejście-wyjście maszyny cyfrowej.

Maszyna Cyfrowa ODRA 1003

W 1962 roku jednocześnie z uruchamianiem produkcji maszyny UMC–1 Biuro Konstrukcyjne opracowywało nowy model maszyny typu ODRA przeznaczony do seryjnej produkcji. Logikę tej maszyny, jej parametry użytkowe, listę podstawowych rozkazów, schematy logiczne wszystkich układów zaprojektował i przedyskutował z całym zespołem matematyków wysokiej już klasy specjalista Thanasis Kamburelis. Konstruktorzy – elektronicy mieli również spore już wiadomości, duże rozeznanie w światowych rozwiązaniach i tendencjach rozwojowych oraz duże doświadczenie technologiczne uwzględniające wymogi seryjnej produkcji. Nowa konstrukcja miała już sporo walorów użytkowych, które potwierdzały jej przydatność do obliczeń naukowo – badawczych i technicznych. W grudniu 1962 roku wykonano model, na którym matematycy mogli uruchamiać swoje programy. Matematycy w pierwszej kolejności zabrali się do opracowania biblioteki podprogramów, to znaczy takich modułów obliczeniowych, które mogą być dołączane do każdego innego programu obliczeniowego. Podprogramy realizowały takie zadania obliczeniowe, które często występują w różnych konkretnych obliczeniach technicznych i naukowo – badawczych. Lista podprogramów była obszerna, obejmująca kilka działów metod numerycznych:
obliczanie wartości funkcji elementarnych, interpolacja, aproksymacja, algebra liniowa, rozwiązywanie równań nieliniowych, algebraicznych i przestępnych, rozwiązywanie równań różniczkowych zwyczajnych i ich układów. Wszystkie podprogramy dla maszyny cyfrowej ODRA 1003 matematycy z OZMC przygotowali w jej kodzie wewnętrznym.
Ponieważ programy użytkowe najłatwiej pisało się w języku algorytmicznym, matematycy z ELWRO zwrócili się do Katedry Metod Numerycznych Uniwersytetu Wrocławskiego z propozycją opracowania translatora jakiegoś języka algorytmicznego.
Doc. Paszkowski zaproponował opracowanie autokodu wzorowanego na autokodzie MARK III dla ELLIOTTA 803, znacznie okrojonego w porównaniu z ALGOLem, ale jednocześnie umożliwiającego zbudowanie translatora tego języka nawet dla tak wolnej i małej maszyny jaką była ODRA 1003. W wyniku prowadzonych dyskusji powstał autokod MOST 1, którego wykonawcami byli:
Stefan Paszkowski, Jerzy Szczepkowicz, Krystyna Jerzykiewicz, Ryszard Wrona i inni. W autokodzie MOST 1 formuły matematyczne zapisywało się podobnie jak w ALGOLu.
Programiści z OPZMC mieli teraz coraz więcej pracy. Organizowali kursy programowania oraz obsługi maszyn dla użytkowników krajowych i zagranicznych. Obsługiwali różne wystawy i targi, gdzie demonstrowali walory i możliwości maszyn elwrowskich, często odwiedzane przez delegacje rządowe.
Zdarzyło się kiedyś, że do stoiska na Targach Poznańskich, gdzie ja, jako kierownik OZMC, prezentowałem elwrowską maszynę cyfrową, przyszedł ze swoją świtą I Sekretarz Komitetu Centralnego PZPR Władysław Gomułka. Zaskoczony i nieco stremowany grzecznie powitałem pierwszego sekretarza. Gomułka podszedł do mnie, przywitał się i skierował swój wzrok na maszynę cyfrową Odra 1003. Następnie z wielką uwagą słuchał mojego opowiadania o produkcji i sukcesach ELWRO, o budowanych tam maszynach cyfrowych i ich stosowaniu w walcowni zgniataczu w Hucie im. Lenina w Nowej Hucie. W pewnej chwili wyciągnął z górnej kieszonki marynarki nieco zgniecioną paczkę papierosów „mocne”, jednego papierosa przełamał, połówkę włożył do paczki i schował z powrotem do kieszonki, a drugą połówkę włożył do szklanej lufki. W tym momencie ktoś z jego świty zapalił szarmancko zapalniczkę i podał ogień I Sekretarzowi, towarzyszowi Wiesławowi

Ośrodek Prób i Zastosowań Maszyn Cyfrowych

W 1963 roku dyrekcja ELWRO przekształciła OZMC (Ośrodek Zastosowań Maszyn Cyfrowych) na OPZMC (Ośrodek Prób i Zastosowań Maszyn Cyfrowych), powierzając kierownictwo docentowi Bronisławowi Pilawskiemu, który jednocześnie kierował Zakładem Organizacji i Zarządzania na Politechnice Wrocławskiej.
Mnie powierzono dwa stanowiska: Zastępcy Pełnomocnika Dyrektora ds. Prób i Zastosowań Maszyn Cyfrowych oraz Kierownika Sekcji Współpracy z Odbiorcą i Szkolenia Eksploatacyjnego. Znowu były to działania na wyrost.
Kierownik OPZMC natychmiast po przyjściu do ELWRO zatrudnił kilka pań, które miały wykonywać jakieś bardzo żmudne ale nadzwyczaj ważne prace. Na początku nie bardzo było wiadomo czym się faktycznie zajmują, ponieważ ich prace były owiane milczącą tajemnicą. Wszystkie razem siedziały w oddzielnym pokoju i coś pisały na dalekopisach, powielając jednocześnie tę samą informację na taśmach perforowanych. Można się było tylko domyśleć, że przygotowują jakieś dane dla maszyny cyfrowej. Natomiast jedna z nich, pani Basia, studiująca aktualnie ekonomię, przygotowywała program dla obliczeń na maszynie UMC–1. To wynikało z jej częstych pytań kierowanych do matematyków, dotyczących tajników programowania właśnie na tej maszynie. Te tajemnicze prace trwały kilka miesięcy.
Panie pracujące bezpośrednio dla Pilawskiego wychodziły wprost z siebie, aby nie zdenerwować swojego szefa. Jeśli tylko był zdenerwowany, co często się zdarzało, natychmiast jedna przed drugą biegły do niego z herbatą lub kawą i lubianymi przez szefa ciasteczkami, szybko kładły na stolik czyste serwetki, przystawiały do stolika krzesło i z miłym i słodkim uśmiechem zapraszały ,”kochanego” szefa na herbatkę. Ale kiedyś nie pomogła nawet pyszna herbatka. Pilawski usłyszawszy, że Basia jeszcze nie zrobiła długo oczekiwanego programu obliczeń, bardzo mocno zdenerwował się i bardzo siarczyście okrzyczał biedną, przestraszoną Basię. Wówczas Basia, w tajemnicy przed szefem, przyszła z płaczem do Andrzeja Czyloka – matematyka z OPZMC i poprosiła o pomoc.
– W czym mam pani pomóc, pani Basiu? – pytał Andrzej.
– Powiem panu, jeśli przyrzeknie mi pan, że zachowa wszystko w tajemnicy – błagała Basia. – Nie chcę by o tym dowiedział się mój szef. Bardzo wyraźnie wszystkim nam nakazał trzymanie języka za zębami. Mam napisać program dla metody PERT.
Przecież metoda PERT nie jest żadną tajemnicą – wyjaśniał Andrzej.
– Czy chodzi pani o wyznaczanie tzw. gorącej linii?
– Tak. A skąd pan to wie? – pytała zdziwiona Basia. – Przecież docent wyjaśniał, że to jest zupełnie nowa, rewelacyjna metoda. Dlatego prosił nas o tajemnicę.
– O metodzie PERT można poczytać w książkach, pani Basiu – wyjaśnił mgr Andrzej Czylok. – na ten temat jest wiele publikacji. A zgadzam się z panią, że jest to nowa metoda i być może rewelacyjna Pani Basiu. Ponieważ nie lubię, kiedy pani płacze, a wolę jak się pani śmieje, to obiecuję pani pomóc. Zrobię dla pani ten program. Tylko proszę mieć to na uwadze, że tym programem nie będzie pani mogła wykonać obliczeń dla takich przypadków, gdzie liczba zaplanowanych prac jest duża. UMC–1 jest maszyną bardzo wolną i ma stosunkowo małą pamięć jak na potrzeby metody PERT.
Andrzej dotrzymał obietnicy i już na drugi dzień przyniósł Basi gotowy program.
– Pani Basiu dzisiaj jestem nie wyspany, bo do drugiej w nocy robiłem ten program. Myślę, że nie ma w nim błędów. A jeśli jednak jakiś błąd się zakradł, to obiecuję natychmiast program poprawić. Otrzymuje pani pełną gwarancję.
Teraz dopiero uradowane panie biegały ze swoimi taśmami perforowanymi do maszyny cyfrowej UMC–1, która wyznaczała gorące linie dla przygotowanych przez siebie danych – może wziętych z jakiegoś podręcznika a może wymyślonych przez docenta. Przeliczały na maszynie dziesiątki przykładów.
Na początku każdego miesiąca przyjeżdżał do OPZMC profesor ekonomii z Warszawy.
Był serdecznie i czołobitnie witany przez szefa Pilawskiego oraz słodko uśmiechające się panie.
Pilawski zawsze przy takich wizytach prosił matematyków, aby nie przeszkadzali, ponieważ odbywa się seminarium na temat zastosowań maszyn cyfrowych w pracach administracyjnych (sąsiadujące pokoje matematyków i pań były oddzielone cienką drewnianą ścianką).
Matematycy czasem proponowali również swój udział w takim seminarium, które, ich zdaniem, mogło by być bardzo pożyteczne dla nich. Wtedy Pilawski dość wykrętnie tłumaczył, że dla matematyków nie znających dość dobrze zagadnień ekonomicznych, takie seminarium może być niezrozumiałe.
I oto kiedyś zdarzyło się, że pan profesor z Warszawy przyjechał w dniu, kiedy nie był przez nikogo oczekiwany. Profesor zapukał do mojego pokoju:
– Czy mógłbym u pana trochę posiedzieć i odpocząć.? Odebrałem z kasy pieniądze i miałem zamiar porozmawiać z doc. Pilawskim, ale go nie zastałem
– Panie profesorze – poinformowałem. – Pan docent Pilawski wraz z grupą swoich pracownic pojechał na Politechnikę, gdzie zwyczajowo chodzi co tydzień. Ale proszę się u mnie rozgościć. Zaraz każę przynieść sekretarce herbatę. A może napije się pan kawy?
– Kawy nie piję – powiedział profesor. – Chętnie napiję się mocnej herbaty.
Przy herbatce profesor się rozgadał:
– Pan jest matematykiem, specjalistą od maszyn matematycznych. Czy mógłby mi pan krótko wyjaśnić, co to są te mózgi elektronowe. Bo widzi pan ja jestem doradcą doc. Pilawskiego w zagadnieniach dotyczących zastosowań maszyn matematycznych w ekonomii. Ja tłumaczyłem panu Pilawskiemu, że na ekonomii znam się bardzo dobrze, ale nie znam się na maszynach cyfrowych. Ale pan Pilawski zapewnił mnie, że najważniejsza jest znajomość ekonomii, a nie maszyn do liczenia. Wystarczy, że on się na nich zna.
Blisko rok trwały prace grupy Pilawskiego, a jej efektem było przygotowanie dla WZE ELWRO obszernego opracowania. Opracowanie przygotowano w kilku egzemplarzach, oprawiono w twardą, czerwoną oprawę z tytułem wypisanym złotymi literami. Pilawski kilkakrotnie podkreślał, że najważniejszą rzeczą w każdym pracowaniu jest jego piękna oprawa i wypisany dużymi, złotymi literami tytuł. Do środka i tak nikt nie zagląda. Zawsze traktowałem tę wypowiedź jako dobry dowcip docenta Pilawskiego.
Niedługo po ukończeniu pracy, dowiedziałem się z dwóch źródeł o przyznanej za nią nagrodzie pieniężnej. Pierwszym informatorem był główny księgowy ELWRO, Wacław Wosik z którym często rozmawiałem na tematy maszyn cyfrowych i możliwości ich stosowania do obliczeń w administracji. Poprosił mnie do siebie, przygotował dwie szklanki herbaty, jakieś ciastka i zaczął się użalać:
– Muszę panu powiedzieć, panie Romanie, że nas obydwu zrobiono w ELWRO na szaro. Za rzekomo nadzwyczaj ważną pracę dla zakładu, przyznano 300 tysięcy złotych. A wie pan co w tej pracy było? Dwa nasze opracowania i około 150 stron jakichś wyników obliczeń. Czy pan, panie Romanie, dostał jakieś pieniądze za to opracowanie?
– Nie bardzo rozumie za co? Ja nie brałem udziału w tym opracowaniu. Chwileczkę. Dostałem niedawno 5 tysięcy złotych premii uznaniowej. Trochę byłem zdziwiony, bo ostatnio dyrektor mnie kilka razy objechał za niewykonanie planu
– No widzi pan.
Po tygodniu poprosił mnie na rozmowę mgr inż. Struzik, przewodniczący Rady Zakładowej. Zawsze przyjaźnie do mnie ustawiony, tym razem był trochę zdenerwowany. Pokazując opracowanie w czerwonej oprawie spytał:
– Czy mógłby mi pan wyjaśnić czego dotyczy ta praca? Przeczytałem to, co jest w jej pierwszej części. Mówi się tam trochę o organizacji administracji w zakładzie produkcyjnym, trochę o obiegu dokumentów, planowaniu produkcji oraz możliwościach stosowania maszyn cyfrowych do niektórych prac w księgowości. Dalej opisane są nowoczesne maszyny cyfrowe: organizacja logiczna, lista rozkazów, rodzaje pamięci, urządzenia wejścia i wyjścia itp. Następnie opisana jest jakaś metoda PERT służąca do planowania produkcji, ale z tego opisu nie wiele zrozumiałem – brzmi bardzo naukowo. I na koniec dołączonych jest około 150 kartek zawierających kolumny liczb – zupełnie niezrozumiałych.
– Panie inżynierze. Czy mógł by mi pan dać na chwilę to opracowanie? – poprosiłem. – Chciałbym zobaczyć, co w nim jest.
– Jak to? – zdziwił się Struzik. – Nie zna pan tego opracowania?
– Nie. – odpowiedziałem. – Widziałem to opracowanie wtedy, kiedy panie współpracujące z Pilawskim przyniosły kilka jego egzemplarzy od introligatora. Chciałem wtedy jeden egzemplarz oglądnąć, ale panie nie pozwoliły mi tłumacząc, że muszą je przekazać do rąk docenta Pilawskiego.
Przekartkowałem podane mi przez Struzika opracowanie i po raz pierwszy zorientowałem się czego dotyczy.
– Panie inżynierze. Dwa pierwsze rozdzialiki napisaliśmy, prawie do spółki, z Wosikiem. Miały być umieszczone w naszym, elwrowskim czasopiśmie. Obydwaj nie mieliśmy pojęcia, że one znajdą się w tym opracowaniu. Metodę PERT chyba opisał Pilawski.
– Co to jest za metoda, panie magistrze? – przerwał Struzik.
– Spróbuję wyjaśnić to, co o niej wiem. Przyjmijmy, że do jakiegoś zakładu produkcyjnego napłynęło sporo zleceń na wykonanie różnych prac. Jedne z nich muszą być szybko wykonane, inne mogą być wykonane później. Za jedne można sporo zarobić, ale niewykonanie w terminie pociąga duże kary umowne. Różnych uwarunkowań może być wiele. Należy teraz rozsądnie zaplanować wykonanie tych prac tak, aby np. straty były minimalne. Takie mniej więcej problemy rozwiązuje metoda PERT, która wyznacza tzw. gorącą linię, określając kolejność wykonania prac i terminy ich wykonania. Właśnie, panie inżynierze, na początku tej niezrozumiałej części z różnymi liczbami znajduje się program na maszynę UMC–1, opracowany przez mgra Andrzeja Czyloka, a dalej są dane i wyniki obliczeń dla dziesiątków przykładzików.
– Jeśli tam jest program dla metody PERT, to można powiedzieć, że opracowanie ma jakąś wartość użytkową – ucieszył się Struzik.
– Pewno tak – potwierdziłem. – Ale trzeba uczciwie powiedzieć, że ten program jest dosyć prymitywny, nie uwzględniający wszystkich założeń metody PERT. Został bowiem opracowany dla maszyny o bardzo małej pamięci i może rozwiązywać tylko jakieś banalne przykłady. Na pewno nie ma wielu cech użytkowych.
– Aha, rozumiem – powiedział Struzik. – Poza tym wydaje mi się, że w ELWRO nie ma potrzeby stosowania takiej metody planowania. Tu idzie seryjna produkcja. Panie magistrze, muszę panu powiedzieć, że to jest jedno wielkie oszustwo. Ale, niestety, tak sprytnie zrobione, że w tej chwili nie ma już żadnej możliwości tego zmienić. Komisja złożona ze specjalistów potwierdziła przydatność pracy dla ELWRO.

Przedstawiam ostatnią część moich wspomnień o Elwro, z okresu kiedy już tam nie pracowałem, ale ciągle jeszcze miałem sporo kontaktów Wrocławskimi Zakładami Elektronicznymi. W tej części wykorzystałem częściowo informacje znajdujące się w innych publikacjach, np. w publikacji mgra inż. Eugeniusza Bilskiego.

Seryjnie produkowane maszyny cyfrowe

ELWRO nabierało dużego rozmachu w konstruowaniu i seryjnej produkcji maszyn cyfrowych, a to dzięki coraz liczniejszej kadrze specjalistów od maszyn matematycznych: inżynierów i matematyków. W latach 1966–1967 szła seryjna produkcja maszyn cyfrowych ODRA 1013 i jednocześnie przygotowywano nowe konstrukcje komputerów (zaczęła się pojawiać, nieśmiało jeszcze, nazwa komputer w miejsce nazw: maszyna cyfrowa, maszyna matematyczna, którą to nazwę w polskim nazewnictwie zaproponował, prawdopodobnie, A. B. Empacher.) Należy tu podkreślić, że w tym okresie warszawskie ośrodki zajmujące się konstrukcją nowych maszyn cyfrowych były zainteresowane przekazywaniem dokumentacji swoich komputerów do ELWRO, starając się o ich seryjną produkcję.
W roku 1966 Biuro Konstrukcyjne ELWRO wspólnie z Wojskową Akademią Techniczną przygotowywało produkcję maszyny analogowej ELWAT 1, której twórcą był Józef Kapica z WATu. Grupa Konstruktorów ELWRO pracowała pod kierunkiem inż. Andrzeja Myszkiera. Miała to być maszyna specjalistyczna dla potrzeb wojska. W latach 1967 – 1969 wyprodukowano 50 maszyn analogowych ELWAT 1 i na tym produkcja zakończyła się ze względu na coraz mniejsze zainteresowanie wojska tą maszyną.
Najpoważniejszą konstrukcją przygotowywaną w drugiej połowie lat 60–tych była maszyna cyfrowa ODRA 1204. Jej konstruktorami byli częściowo inżynierowie opracowujący maszyny ODRA 1003 i ODRA 1013, a również nowi, w tym: Bronisław Piwowar, Alicja Kuberska, Adam Urbanek, a także Bogdan Kasierski i Ryszard Fudala – absolwenci Politechniki Warszawskiej, wychowankowie prof. Antoniego Kilińskiego. Cały zespół pracował pod nadzorem Zbigniewa Wojnarowicza, kierownika Biura Rozwojowego od roku 1962, to jest po odejściu na Politechnikę Wrocławską prof. dra Jerzego Bromirskiego.

Maszyna cyfrowa ODRA 1204

Najpoważniejszą konstrukcją przygotowaną do seryjnej produkcji była ODRA 1204, pierwsza w Polsce maszyna mikroprogramowana, o znacznie zmniejszonych gabarytach mocno rozbudowanej, w stosunku do poprzednich maszyn, części centralnej. Zbudowana na technice tranzystorowej, jak jej poprzedniczki: ODRA 1003 i ODRA 1013. Posiadała trzy rodzaje pamięci: ferrytową pamięć operacyjną o pojemności 16, 32 lub 64 K słów 24 bitowych, pamięć zewnętrzną na taśmie magnetycznej oraz pamięć zewnętrzną na 4 bębnach każdy o pojemności 16 K słów [K (kilo) = 1024]. Na wejściu był czytnik, a na wyjściu – perforator taśmy papierowej. Maszyna pracowała z szybkością 60 000 dodawań na sekundę.
Głównym architektem maszyny był Thanasis Kamburelis, który opracował bardzo nowoczesną, jak na te czasy, logikę uwzględniającą rozwiązania światowe. Najpoważniejszymi atutami, które spowodowały, że ODRA 1204 była znowu jedną z najlepszych maszyn w krajach RWPG, była jej niezawodność oraz bardzo bogate i nowoczesne oprogramowanie, opracowane częściowo przez matematyków elwrowskich, a w znacznej mierze przez matematyków z Katedry Metod Numerycznych Uniwersytetu Wrocławskiego kierowanej przez doc. dra Stefana Paszkowskiego.
Mgr Teodor Mika z OPZMC wspólnie z Mieczysławą Piernikowską i Lidią Zajkowską opracowali dla ODRY 1204 Język Adresów Symbolicznych (JAS), natomiast pozostali matematycy OPZMC: Julian Dębowy, Andrzej Czylok, Piotr Kremienowski, Stanisław Tomaszewski i inni przygotowali obszerną bibliotekę procedur i programów użytkowych.
Szczególnie ważną rolę odegrał mgr Jerzy Szczepkowicz z Katedry Metod Numerycznych Uniwersytetu Wrocławskiego, który opracował dla tej maszyny bogate oprogramowanie podstawowe. Już dla prototypu maszyny cyfrowej ODRA 1204 opracował i wykonał pierwszy swój translator języka algorytmicznego ALGOL. Wykonał pracę, która w opinii wielu informatyków, specjalistów w dziedzinie budowy translatorów, była niemożliwa do wykonania w tak krótkim czasie przez jednego człowieka. Sukces Szczepkowicza polegał na wykorzystaniu metody opublikowanej w jednej ze swoich prac. Opracował translator ALGOLu dla prototypu komputera ODRA 1204 w 1968 roku wykorzystując tablice sterujące wyprodukowane za pomocą komputera ELLIOTT 803 pracującego w Zakładzie Metod Numerycznych i Maszyn Matematycznych Uniwersytetu Wrocławskiego. Była to jednocześnie jego praca doktorska – doktoryzował się w maju 1969 r.
Przez następne 8 lat dr Jerzy Szczepkowicz opracował dla komputera ODRA 1204 kilka wersji oprogramowania podstawowego, dostosowanego do różnych konfiguracji pamięci maszyny cyfrowej. Opracował trzy systemy operacyjne: system operacyjny MASON, który ze względu na zajmowanie tylko 1536 komórek pamięci operacyjnej wyparł elwrowski system operacyjny SOW zajmujący dokładnie dwukrotnie więcej pamięci, system operacyjny dla komputera z pamięcią bębnową oraz system operacyjny MT 1204 dla komputera z dodatkową pamięcią taśmową.
Szczepkowicz skonstruował także, wraz z pięcioosobowym zespołem, trzy systemy programowania: system programowania ALGOL 1204 (wspólnie z Krystyną Jerzykiewicz), wykorzystany później w 150 instalacjach, system programowania ALGOL 1204 dla komputera z pamięcią bębnową oraz ulepszoną wersję systemu programowania ALGOL 1204 dla komputera z pamięcią bębnową i taśmową. W latach 1980–81 Szczepkowicz opracował oprogramowanie pozwalające przenosić dane i programy napisane w ALGOLu 1204 z komputera ODRA 1204 na komputer ODRA 1305 lub ICL 1900. Ze względu na to, że zakup zachodnich maszyn cyfrowych w Polsce, a także w innych krajach bloku komunistycznego, był niemożliwy, ODRA 1204 cieszyła się dużym popytem.
Łącznie w latach 1968–1972 w ELWRO wyprodukowano 179 tych maszyn, a wyeksportowano za granicę do krajów RWPG, 114 egzemplarzy.

Komputery Serii ODRA 1300

W latach sześćdziesiątych stało się jasne, że najważniejszą częścią składową komputera jest jego oprogramowanie. Wiadomo było również, że dobre oprogramowanie opracowują ogromne zespoły specjalistów i nie jest możliwe wykonanie takiej pracy w naszym kraju, gdzie liczbę wykształconych informatyków można było policzyć na palcach.
W roku 1966 Romuald Marczyński przewodniczący Komisji Oceny Maszyn Matematycznych zaproponował Zjednoczeniu MERA, któremu ELWRO podlegało, zbudowanie w Polsce komputera akceptującego oprogramowanie podstawowe i użytkowe jakiegoś dobrego komputera zachodniego.
W maju 1967 roku wyjechała do Anglii grupa polskich ekspertów, która po wielu rozmowach zdecydowała się na negocjacje z firmą International Computers and Tabulators (ICT). W końcowym efekcie zostało zawarte odpowiednie porozumienie dotyczące komputera ICL 1900. Porozumienie podpisane w lipcu 1967 roku przewidywało dostarczenie dla ELWRO przez firmę ICT dokumentacji logicznej, taśm z pełnym oprogramowaniem podstawowym i użytkowym oraz kompletu taśm z programami sprawdzającymi i kontrolującymi pracę maszyny cyfrowej ICL 1900 w zamian za zakup do Polski kilku komputerów ICL produkcji angielskiej. Porozumienie przewidywało również przeszkolenie kilku logików z WZE ELWRO.
Wydaje się, że Anglicy nie wierzyli w możliwość sensownego wykorzystania przez ELWRO dokumentacji logicznej komputera ICL 1900, natomiast byli zadowoleni ze sprzedaży kilku maszyn do Polski. Podobnie sceptycznie zapatrywali się na tę transakcję niektórzy polscy specjaliści, szczególnie ci z Warszawy.
Po dwu latach, na początku 1970 roku, w ELWRO zbudowano 8 maszyn ODRA 1304, które dokładnie przetestowane przez inżynierów firmy ICT stosujących swoje testy kontrolne, zostały uznane jako w pełni zgodne z komputerem ICL 1900. Utrudnieniem dla inżynierów elwrowskich było wyposażenie komputera ODRA 1305 w urządzenia zewnętrzne, stosowane po raz pierwszy: czytnik kart, drukarka wierszowa, multipleksery i terminale. Zarówno Anglicy jak i wielu polskich niedowiarków byli zaszokowani sukcesem konstruktorów rodem z ELWRO.
Wrocławskie Zakłady Elektroniczne ELWRO w latach siedemdziesiątych znowu produkowały najlepsze maszyny w bloku tzw. krajów socjalistycznych, należących do narzuconej im organizacji RWPG. Pod względem technicznym jeszcze doskonalsze były komputery ODRA 1305 i ODRA 1325, gdzie zastosowano układy scalone. Jednakże najpoważniejszym atutem maszyn serii ODRA 1300 było bogate oprogramowanie, pracujące pod kontrolą systemu operacyjnego George: systemy programowania ALGOL, FORTRAN i COBOL, język konwersacyjny JEAN, języki symulacyjne CSL i SIMON, bogata biblioteka zawierająca ponad 1000 procedur standardowych oraz 15 pakietów programów użytkowych z zakresu planowania i zarządzania. Te ostatnie były, niestety, nieprzydatne ze względu na różnice w systemach gospodarczych kapitalistycznych i socjalistycznych (przedsiębiorstwa polskie nie były dostosowane do praw wolnego rynku).
W oparciu o maszyny serii ODRA 1300, wyposażone w multipleksery i terminale, na początku lat 70 powstały pierwsze w RWPG abonenckie systemy wielodostępne, co umożliwiło informatyzację kolei, budownictwa, GUS i szkół wyższych.
W ELWRO wyprodukowano łącznie 587 komputerów serii ODRA 1300. Wielkoseryjna produkcja tych maszyn spowodowała powstanie nowych zakładów informatycznych, takich jak: ZMP Błonie, gdzie produkowano i eksportowano drukarki wierszowe oraz MERAMAT produkujące pamięci taśmowe. Współpraca z ELWRO przynosiła także korzyści angielskiej firmie ICT, która eksportowała do Polski dużą liczbę urządzeń zewnętrznych komputerów.
Radzieccy specjaliści w zakresie maszyn cyfrowych kilkakrotnie odwiedzili Wrocławskie Zakłady Elektroniczne ELWRO.
Coraz częściej mówiło się o jednolitym systemie maszyn cyfrowych, który miałby objąć wszystkie kraje socjalistyczne.
W lutym 1968 r. odbyło się w Moskwie dwustronne spotkanie na wysokim ministerialnym szczeblu Komisji Planowania polskiej i radzieckiej. Strona radziecka zaproponowała szeroką współpracę wszystkich krajów należących do RWPG w zakresie budowy jednolitej rodziny maszyn cyfrowych kompatybilnych zarówno w zakresie oprogramowania jak i w zakresie interfejsów z maszynami firmy amerykańskiej IBM. W wyniku rozmów powstała koncepcja budowy maszyn cyfrowych serii RIAD.
WZE ELWRO zostały zmuszone do zaniechania dość dobrze już rozwiniętej produkcji maszyn typu ODRA i przestawienia się na produkcję innego typu maszyn cyfrowych, a dokładniej na produkcję komputera RIAD 32. Była to, oczywiście, decyzja polityczna, zupełnie nie uwzględniająca warunków ekonomicznych, nie licząca się z koniecznością przekwalifikowania kadry informatyków elwrowskich. A co gorsze, wówczas nie wolno było oficjalnie mówić o tym, że RIADy były wzorowane na maszynach amerykańskich IBM 360.
Prawdopodobnie już w tych latach amerykańska firma IBM przygotowywała rewolucję w zakresie maszyn cyfrowych – opracowywała komputery osobiste – Personal Computer (PC). Wraz z nakazem rozpoczęcia produkcji maszyn cyfrowych serii RIAD kończyła się era maszyn cyfrowych ODRA.

mgr inż. Witold Podgórski – wspomnienia

W ELWRO, a potem w Instytucie Komputerowych Systemów Automatyki i Pomiarów pracowałem w latach 1961-1985 jako laborant, młodszy konstruktor, konstruktor, starszy konstruktor, specjalista konstruktor, kierownik pracowni, kierownik zakładu i główny specjalista d/s układów elektronicznych.

Teoria i praktyka

Mój kontakt z informatyką rozpoczął się w roku 1955 w szkole średniej. Słysząc o istnieniu „mózgów elektronowych” zaprojektowałem sumator dwójkowy na przekaźnikach i za kierunek studiów obrałem Wydział Łączności. Ta wzorowana na ZSRR nazwa, została później zmieniona na Elektronikę. Byłem w pierwszej szóstce studentów, którzy na Politechnice Wrocławskiej studiowali „maszyny cyfrowe” (dziś zwane komputerami). W roku 1960, gdy rozpoczynałem piąty rok studiów, wyłoniono taką specjalizację z sekcji automatyki. Spełniły się moje młodzieńcze marzenia. W semestrze zimowym były tylko trzy godziny tygodniowo podzespołów i maszyn cyfrowych, trzy godziny maszyn analogowych, a sześć godzin układów przekaźnikowych. Jednak w semestrze letnim było już 13 godzin maszyn cyfrowych. Część zajęć odbywała się na terenie ELWRO, a jednym z wykładowców był mgr inż. J. Kunowski z ELWRO, wykładający architekturę logiczną ODRA 1001.

Na studiach tranzystory poznałem jedynie teoretycznie, jako wzmacniacze małych sygnałów. Żadnego jednak nie widziałem. Jeden podobno był w laboratorium, ale ktoś go spalił, nim przyszła moja kolej na to ćwiczenie. W 1961 r. uczestniczyłem w ogólnopolskiej konferencji naukowej, na której rozgorzał zacięty spór, które z maszyn liczących mają większą przyszłość, analogowe czy cyfrowe. Przedstawiciele obu dziedzin byli w równej liczbie i rozstrzygnięcia wtedy nie było.

Pracę magisterską opracowywałem w ELWRO, zatrudniony 10 października 1961 r. jako laborant, dzieląc pomieszczenie tylko z ODRA 1001. Nie została ona nigdy w pełni uruchomiona. Celem mojej pracy było zastąpienie w pamięci bębnowej ODRA 1001 układów lampowych tranzystorami. Polskich tranzystorów germanowych było tu już pod dostatkiem (zagraniczne były niedostępne), ale tylko dwóch typów: TG 2 i TG 52 (inne to odmiany selekcyjne) i z nich zrobiłem wzmacniacz zapisu do pamięci bębnowej. Przy okazji wykazałem, że przy zmianie konstrukcji głowiczki czytająco-piszącej możliwe będzie podniesienie gęstości zapisu z 3,5 do 7 bitów/mm.

Błędy początków

Znacznych trudności nastręczało początkowo nagranie ścieżki zegarowej (kilka tysięcy równo oddalonych impulsów bez końca). Gdy w ODRA 1001 sztuka ta wielokrotnie nie udała się, mój starszy kolega mgr inż. Stefan Zając wydrapując ścieżkę żyletką, skorygował na nośniku magnetycznym wadliwy impuls. Warstwę magnetyczną nanieśli koledzy na bęben malując go pędzlem i gołym okiem widać było skazy. Później opracowałem prostą i niezawodną metodę nagrywania takiej ścieżki.

Maszyna ODRA 1001 nie dała się uruchomić między innymi z powodu błędów pamięci. W czasie zapisu kasowana jest poprzednia informacja. Dostrzegłem, że kasowanie sięga o prawie cały bit dalej niż przewidziany zapis i zahacza o pierwszy bit następnego słowa.

W przyszłych pamięciach niezbędne były dwa, a nie jeden bit techniczny, a to wymagało zmian w gotowej już prawie strukturze logicznej ODRA 1003. Pamiętam długą rozmowę mgr Thanasisem Kamburelisem, niedowierzającym, że świeżo upieczony inżynier dostrzegł zjawisko wymagające zmian w krążących rejestrach maszyny synchronicznej z bębnem magnetycznym.

Pamięć bębnowa do ODRA 1003

W pierwszej skonstruowanej i produkowanej seryjnie w ELWRO maszynie cyfrowej ODRA 1003 pamięć bębnowa miała następujące parametry:

  • ilość głowic czytająco-piszących 64 szt.
  • głowice zegarowe i adresowe 2 pary
  • gęstość zapisu ok. 7 bitów/mm
  • pojemność pamięci 40 kB
  • częstotliwość zegara 230 kHz
  • średni czas dostępu 11 ms

Niech nikogo nie zwiedzie „wysoka” częstotliwość zegara. Była to maszyna szeregowa z sumatorem jednobitowym, a wykonanie najprostszej operacji trwało 0,7 ms. Była jednak wyposażona w rozkazy zmiennoprzecinkowe i takie właśnie dzielenie trwało „tylko” 8,3 ms. O szybkości pracy tego komputera decydował jednak czas dostępu do pamięci bębnowej. Do wykonania większości rozkazów potrzebne są dwa dostępy, oddzielnie po rozkaz i po argument, szybkość pracy wynosiła więc, niewiele ponad 50 operacji na sekundę.

Te dzisiaj mało imponujące osiągi, były jednak przełomem w porównaniu z mechanicznymi arytmometrami i ręcznym zapisywaniem. W Zarządzie Topograficznym Sztabu Generalnego, gdzie zainstalowaliśmy pierwszy prototyp ODRA 1003, mówiono mi, że wyrównanie siatki triangulacyjnej, sprowadzające się do rozwiązania układu 80-ciu równań liniowych trwa ręcznie dwa miesiące, a na komputerze dwie godziny. Do tego dochodziło wprowadzenie danych. Odpowiedni program napisali sobie sami użytkownicy, praktykując kilka miesięcy w ELWRO. „Pisanie” programu polegało na ustawieniu na klawiszach 39 bitów zawartości i 13 bitów adresu każdej komórki pamięci programu.

W tym czasie nie było żadnego systemu operacyjnego, ani żadnych języków programowania, a komputer potrafił tylko pisać na i czytać z dalekopisu oraz wczytać i wydziurkować taśmę papierową. Mimo to, już na pierwszym prototypie zaprogramowałem, przypomnianą przez tygodnik Przekrój grę marienbadzką. Chociaż sprowadzała się ona do samych cyferek, byli tacy, którzy spędzali przy niej wiele godzin próbując rozszyfrować algorytm lub chociażby wygrać, wiedząc, że ja rozszyfrowawszy algorytm zawsze wygrywam. Była to prawdopodobnie pierwsza gra komputerowa napisana w Polsce.

Algorytm rozszyfrowałem jeszcze na Studium Wojskowym w trakcie 2 – 3 godzin wykładu i okazało się, że jest wyjątkowo prosty w realizacji komputerowej, a jego sedno w uproszczeniu, można wyrazić w dwóch słowach. Więcej nie zdradzę, ale ostrzegam, że jeżeli nikt nie zainteresuje się tym algorytmem, to zabiorę go do grobu. ODRA 1003 mogła grać na 8 tysięcy rządków, po prawie bilion zapałek w każdym rządku. Łącznie 1000 kilometrów sześciennych zapałek. Do ich rozłożenia wystarczyłyby 3 Polski. Pozostawała tylko kwestia czasu odpowiedzi, poniżej godziny. Nikt ze znanych mi zwykłych graczy nie poradził sobie z łącznie 16 zapałkami w 4 rządkach.

Pamięć ferrytowa do ODRA 1013

Szybkość ODRA znacznie poprawiło dodanie niewielkiej pamięci na rdzeniach ferrytowych, widzianej jako dwie ścieżki na bębnie o znikomym czasie dostępu. Tak powstała ODRA 1013. W tej pamięci opracowałem samodzielnie wzmacniacz odczytu oraz określiłem sposób ustalania najbardziej niekorzystnej kratki do testowania.

Parametry pamięci były następujące:

  • pojemność pamięci 1,25 kB
  • czas dostępu ok. 1 µs

Pamięć miała szerokie marginesy poprawnej pracy i nie nastręczała trudności eksploatacyjnych. Wykorzystując rozkazy blokowego przepisywania między pamięciami do umieszczania danych w pamięci ferrytowej, można było wykonywać całe sekwencje rozkazów, pomijając czas dostępu do pamięci bębnowej.

Prace konstruktorskie prowadzone były w niewielkim zespole. Współpracowaliśmy, ale i rywalizowaliśmy wtedy, ze znacznie większym kadrowo Instytutem Maszyn Matematycznych w Warszawie. Kiedyś mój przełożony inż. JanMarkowski odwiedził ten instytut i został zapytany:
– Ilu elektroników w ELWRO zajmuje się pamięciami bębnowymi?
– Czterech.
– A ilu pamięciami ferrytowymi?
– Też czterech… Tych samych.
Byli to inżynierowie: Janusz Książek, Henryk Makuszewski, Heliodor Stanek i ja.

Rozwijające się ELWRO miało tak wielkie zapotrzebowanie na nowe opracowania konstrukcyjne, że przez kilkanaście lat wszystkie moje projekty trafiały do seryjnej produkcji. Wszelkie niedociągnięcia konstrukcyjne prowadziłyby do konieczności pomagania w produkcji lub później serwisowi.

Podwojenie gęstości

W połowie lat sześćdziesiątych rozpoczęto prace nad nową generacją maszyn cyfrowych ODRA 1204, a potem ODRA 1304. Wprawdzie zbudowane były z tranzystorów germanowych, ale sumator był już 24-ro bitowy, a pamięć operacyjna (dzisiejszy RAM) była już z prawdziwego zdarzenia w postaci pamięci ferrytowej, czyli na niewielkich pierścieniach magnetycznych. Konstrukcją tej pamięci zajmowałem się dorywczo, natomiast całkowicie samodzielnie opracowałem układy elektroniczne nowej pamięci bębnowej, która została sprowadzona do właściwej sobie roli pamięci zewnętrznej (dzisiejsze dyski twarde). Kilka lat później mój przełożony przyznał, że już w momencie powierzania mi opracowania tej konstrukcji uważano ją za nieperspektywiczną.

W nowej pamięci zastosowano bęben magnetyczny BW6 przejęty z warszawskiego IMM. Była to konstrukcja opracowana z udziałem specjalistów z dziedziny lotnictwa, bardzo dobra pod względem mechanicznym. Pod względem elektronicznym nie wnosiła jednak prawie nic nowego, o czym świadczy osiągana gęstość zapisu 8 – 9 bitów/mm. W ELWRO natomiast opanowana już była technologia nanoszenia na bęben cienkiej warstwy magnetycznej w postaci skrawania z mikronową dokładnością, na odpowiednio sztywnych tokarniach.
W tamtych latach nie był jeszcze ustalony sposób kodowania informacji na ruchomym nośniku magnetycznym, ani metoda rozszyfrowywania tej informacji z napięcia odczytu. W zachodniej literaturze pojawiały się doniesienia o różnych pomysłach w tej dziedzinie, a IMM zorganizował nawet na ten temat sympozjum, na którym analizowano stan wiedzy. Uczestniczący w sympozjum mgr inż. Andrzej Mroczek, ku swojemu zdziwieniu, usłyszał od przedstawiciela IMM, że: pierwszej pochodnej sygnału odczytu nie warto rozpatrywać, ponieważ impuls odczytu jest funkcją parzystą, a jego pochodna funkcją nieparzystą. Zdziwienie wynikało z faktu, że gotowy już był wtedy mój wzmacniacz odczytu wykorzystujący do deszyfracji informacji właśnie pierwszą pochodną sygnału odczytu. Zastosowane przeze mnie rozwiązanie wzmacniacza odczytu zostało również zastosowane we wszystkich światowych dyskach twardych, elastycznych i streamerach.

Jasne już wtedy dla mnie było, że o gęstości zapisu nie decyduje długość namagnesowanej przez głowicę plamki, a gradient pola magnetycznego na granicy schodzących spod głowicy zmian namagnesowania. Zastosowałem więc, mocny wzmacniacz zapisu, a Andrzej Mroczek opracował głowicę czytająco-piszącą o podwyższonej gęstości zapisu. Nasze wspólne wysiłki, wynikłe ze zrozumienia czasoprzestrzennych zjawisk mikroskopijnego układu głowica – nośnik, doprowadziły do kolejnego podwojenia gęstości zapisu (16 – 17 bitów/mm). Mimo to, nadal pozostał szeroki margines tej gęstości na odchyłki technologiczne. Mikroskopijne czółko głowiczki wykonywał pracownik ręcznie, na wyczucie, a odpad był znikomy. W roku 1968 zgłosiliśmy nasz wynalazek do Urzędu Patentowego i otrzymaliśmy patent P143045. Za wynalazek otrzymaliśmy maksymalną dopuszczalną ustawowo nagrodę.

W jednostce bębnowej był wirujący bęben oraz układy zapisu, odczytu i wybierania głowic. Niezależnie od ODRY, równolegle wykonywana była specjalna wersja jednostki bębnowej dla NRD różniąca się rozłożeniem informacji na ścieżkach.

Parametry pamięci były następujące:

  • ilość głowic czytająco-piszących 128 szt./bęben (plus 18-24 zapasowych)
  • głowice zegarowe i adresowe 2 pary/bęben
  • pojemność pamięci 192 kB/bęben
  • odległość głowicy od nośnika 22 µm
  • gęstość zapisu 16 – 17 bitów/mm (zależnie od wersji)
  • częstotliwość zegara 360 kHz
  • szybkość transmisji danych 38 kB/s.
  • średni czas dostępu 21 ms
  • stopa błędu 10 -10 bitu
  • temperatury pracy 15 – 35 C
  • szybkość zmian temperatury 5 C/h
  • wibracje transportowe 2 g (10 – 500 Hz)
  • wymiary każdej jednostki 1295x756x540 mm (wys. X szer. X głęb.)
  • waga jednostki bębnowej 130 kg
  • pobór mocy jednostki bębnowej 500 VA

Ilość informacji podana jest w bajtach, bo jest to dziś bardziej miarodajne. Tak naprawdę były to słowa 24-ro lub 16-to bitowe.

Eksport pamięci

W 1970 r. ruszyła seryjna produkcja tych pamięci. Być może były zbyt wrażliwe na zmiany temperatury i szoki mechaniczne, okazało się jednak, że są bardzo stabilne i niezawodne w pracy. Dzięki tym właściwościom pamięci bębnowe stały się wielkim przebojem eksportowym ELWRO prawie do końca lat siedemdziesiątych. Część eksportu stanowiło wyposażenie maszyn cyfrowych ODRA 1204 i ODRA 1304, które wysyłane były do niemal wszystkich krajów RWPG z ZSRR, Koreą i Wietnamem włącznie oraz do krajów trzeciego świata np. Egiptu czy Pakistanu.

Głównym jednak odbiorcą pamięci bębnowych był Robotron, NRD-owski odpowiednik ELWRO, stosujący do swoich komputerów początkowo jedynie same bębny, a później od 1974 r. jednostki bębnowe PB-204-2. Wraz z niemieckimi komputerami i innymi urządzeniami np. obrabiarkami sterowanymi numerycznie, jednostki bębnowe były reeksportowane do wielu krajów całego świata, w tym nawet do Japonii. W sumie Niemcy kupili znacznie ponad 1000 bębnów, a eksport był bardzo opłacalny, bo jedna jednostka bębnowa przynosiła około 3000$ czystego zysku. Z tych względów już po trzech latach produkcji i uzyskaniu 20 mln złotych efektów ekonomicznych nasz wynalazek został wpisany do Księgi Czynów i Osiągnięć Nauki Polskiej.

Początek współpracy z ICL

W czerwcu 1967 r., wraz z mgr Thanasisem Kamburelisem i mgr inż. Bronisławem Piwowarem, byłem w Wielkiej Brytanii w pierwszej technicznej delegacji rozpoczynającej współpracę z ICL. Z Polski zabrałem specjalny film o wysokiej rozdzielczości i wykorzystaliśmy go w hotelu do kopiowania elementów dokumentacji. Dokumentacji logicznej nie kopiowaliśmy, gdyż nasza ODRA 1304 miała być mikroprogramowana z założenia, a więc całkowicie inna niż seria ICL 1900. Kopiowanie nie na wiele się zdało, gdyż całą dokumentację przekazano później ELWRO w ramach umowy.

Delegacja była z przygodami. Po krótkiej wizycie w kwaterze głównej ICL w Londynie, pojechaliśmy do Manchesteru, by spotkać się tam z konstruktorami. Na dworcu pomieszaliśmy się z jakąś dużą i bardzo ważną delegacją, również z Polski, dzięki czemu umieszczono nas w luksusowym hotelu w centrum. Pod koniec trzeciego dnia pracy z konstruktorami, przyszedł opiekujący się nami jegomość i powiedział, że następnego dnia rano musimy być w Londynie i tam też są specjaliści. W Londynie przyszedł do nas najpierw młody Hindus i zaczął opowiadać coś, co było na pierwszych stronach każdego podręcznika ICL (przed wyjazdem dysponowaliśmy już ogólnymi opisami). Kamburelis przerwał mu i zadał pytanie. W odpowiedzi usłyszał, że na to pytanie może odpowiedzieć tylko inny specjalista. Przyszedł chyba Szwed, ale Kamburelis nie pozwolił mu mówić, tylko zadał pytanie. Tym razem usłyszeliśmy, że dowiedzieć się tego możemy tylko w Manchesterze. Następnego dnia byliśmy tam z powrotem, ale już w skromnym hoteliku i niepięknej dzielnicy.

ELWRO przejęło od ICL bardzo bogate oprogramowanie maszyn cyfrowych serii 1900 łącznie z najlepszym wówczas na świecie systemem operacyjnym George 3. System ten mógł wykonywać wiele zadań równocześnie optymalizując pracę urządzeń zewnętrznych chyba nie gorzej niż Windows XP. By wykorzystać to oprogramowanie powstała seria maszyn cyfrowych ODRA 1300. Nie była to kopia maszyn ICL 1900, a jedynie jej funkcjonalny odpowiednik, chociaż nie tak rozbudowany jak największe komputery ICL. Doświadczony zespół konstruktorów wprowadził nowatorskie rozwiązania, dzięki czemu ODRA 1305 przez całe lata była najlepszym, produkowanym komercyjnie, komputerem od Łaby po Kamczatkę i dorównywała średniej klasy komputerom IBM.

Był to kolejny przebój eksportowy ELWRO, głównie do ZSRR. ELWRO produkowało te komputery również w wersji wojskowej, odporne na arktyczne mrozy, upały zwrotnikowych pustyń, wilgotność równikowych dżungli, tudzież wstrząsy i wibracje wszelkich rodzajów transportu oraz jazdę w transporterze opancerzonym pod obstrzałem. W tych komputerach żaden z elementów nie mógł być kupiony na zachodzie; tylko wyjątkowo nie były one polskie.

Sterownik PDS-325

Nasza pracownia pod kierunkiem Andrzeja Mroczka, z udziałem Anny Biernackiej, Zbigniewa Orkusza i moim, opracowała na układach scalonych małej skali integracji (520 szt.) jednostkę sterującą pamięci dyskowej PDS-325. Weszła ona do produkcji w roku 1975. Początkowo jednostka ta była dostosowana do jednostek dyskowych ICL, ale z ZSRR szło już nowe w postaci Jednolitego Systemu „Riad” i jednostkę sterującą trzeba było dostosować do jednostek dyskowych typu IBM, zapewniając jednak wymienność dysków z formatem ICL.

Parametry pamięci były następujące:

  • ilość jednostek sterujących w szafce 1 lub 2
  • ilość jedn. dysk. podłączonych do sterow. 1 – 8
  • pojemność zestawu (8 jedn. dysk.) 64 Mznaków 6-cio bitowych (48 MB)
  • maksymalna szybkość transmisji danych 208 Kznaków/s (156 KB/s)
  • średni czas dostępu 40 ms
  • gęstość zapisu 30 – 43 bitów/mm (zależnie od ścieżki)
  • temperatury pracy 5 – 40 C
  • wibracje transportowe 2 g (20 Hz)
  • pobór mocy jednostki sterującej 1 kVA
  • wymiary jednostki sterującej 1250x800x510 mm ( wys. X szer. X głęb.)
  • waga jednostki sterującej 120 kg

W tamtych czasach odwiedziłem stoisko ELWRO na Targach Poznańskich. Nasza teletransmisja (mgr inż. Krzysztofa Konopackiego) i jej oprogramowanie (dziś internet) były już tak sprawne, że na ODRA 1305 zainstalowanej w Poznaniu mogłem swobodnie pracować, nie dostrzegając niemal, że korzystam moich zbiorów (dziś plików) składowanych na taśmach magnetycznych w pomieszczeniu ODRY znajdującej się we Wrocławiu. Problem polegał jedynie na tym, by w którejś z ręcznych wówczas central międzymiastowych, telefonistka nie zapytała modemów „mówi się?” i rozłączyła je. Praca możliwa była tylko na dzierżawionych stałych łączach.

W roku 1977 w pracowni mgr inż. Janusza Książka samodzielne zajmowałem się układami elektronicznymi pamięci domenowej na podłożach z kryształu granatu, a następnie pamięciami na pręcikach platerowanych materiałem magnetycznym. Ta druga pamięć była bardzo szybka i słaby sygnał odczytu wymagał specjalnej konstrukcji wzmacniacza, gdyż dostępne tranzystory miały podobną częstotliwość graniczną. W obu tych pamięci pamięciach wstępowały trudności technologiczne z wykonaniem nośników informacji. Wkrótce pojawiły się układy scalone dużej skali integracji i wyparły powyższe pamięci z użytku, spychając je w niepamięć.

Czas na mikrokomputery

Gdy pojawiły się mikroprocesory – a w 1981 r. odniósł sukces mikrokomputer Sinclair ZX81 – wszyscy cyfrowi elektronicy zrozumieli, że mogą skonstruować komputer u siebie w garażu. Powstały setki typów komputerów z bardzo skromnym oprogramowaniem (często tylko prosty BASIC) i niewymiennym z innymi komputerami. Na ten mikrokomputer też napisałem grę przywiezioną przez serwisantów ELWRO z Egiptu pod nazwą „kałach”, nadal pojawiającą się do dziś pod innymi nazwami. Sprowadzała się ona też tylko do cyferek, a w moim programie komputerek nie starał się wygrać z partnerem, a dorównywać mu, co podnosiło atrakcyjność gry. Komputerek podawał ciągle i dokładnie poziom umiejętności obydwojga.

Chociaż wkrótce IBM ustami jednego z dyrektorów zapowiedział, że „wyczyści rynek mikrokomputerów żelazną szczotką” w Polsce również rozpoczęła się radosna twórczość, w której i ja brałem udział. W niewielkiej poznańskiej firmie Ameprod, w kilkuosobowym zespole kierowanym przez byłego pracownika ELWRO mgr inż. Wojciecha Lipko skonstruowano mikrokomputer, a ja po pracy w IKSAiP, opracowałem do niego sterownik dysku twardego. Był on zbudowany na układach scalonych małej (32 szt.), średniej (24 szt.) i dużej (3 szt., pamięć buforowa) skali integracji i był całkowicie oryginalny. Mały komputerek o 8-mio bitowym mikroprocesorze został wyposażony w pamięć o parametrach:

  • pojemność pamięci 13,5 MB
  • średni czas dostępu 130 ms
  • pobierana moc 60 W
  • wymiary 240x408x173 mm
  • waga 4 kg

Jeden z egzemplarzy tego sterownika był wykorzystywany przez kilka lat Instytucie Komputerowych Systemów Automatyki i Pomiarów.

Co po ELWRO?

W roku 1983 IBM ogłosił „Technical Reference, Personal Computer XT” oparty na 16-to bitowym mikroprocesorze Intela. Microsoft miał już DOS-a. Po prawie 25-latach skończyły się dla mnie polskie komputery, a zaczęła się era PC-tów. Od 1985 r. zająłem się tymi komputerami – początkowo w firmach polonijnych, gdzie to poznałem wielu użytkowników PC-tów, a następnie we własnej „firmie”, do założenie której namówił mnie Balcerowicz. Wykonałem kilka projektów, głównie dla wyższych uczelni, podłączenia aparatury elektronicznej do PC-ta. Prace obejmowały zaprojektowanie i wykonanie płytki wkładanej do komputera oraz napisanie czegoś w rodzaju BIOSa obsługującego tę płytkę, a przez nią aparaturę pomiarową. Wkrótce jednak Balcerowicz ogłosił politykę trudnego pieniądza i uczelnie zaczęły liczyć każdy grosz. Wtedy zająłem się programowaniem.

W tym czasie prawie całe ELWRO zostało zrównane z ziemią i zajęte przez inne budynki, także przez parking oraz cmentarz. Przed laty nie znalazłem w tamtym terenie nawet śladu naszego baraczku, a później byłem świadkiem wyrywania z ziemi ostatnich fragmentów fundamentów budynku produkcyjnego. Na miejscu dawnego ELWRO pochowaliśmy już jednego z naszych dyrektorów dr inż. Andrzeja Zasadę, a kilka lat później Andrzeja Mroczka. Niedawno w Kanadzie spoczęła Anna Biernacka; uczestniczka w konstrukcji PDS-325, a do emerytury kierowniczka Działu Normalizacji ELWRO. Cześć ich pamięci i pamięci naszej informatyki!

mgr inż. Wojciech Lipko – wspomnienia

Dzięki uprzejmości Pani Anity Lipko, córki Pana Wojciecha, oraz wnuka Mateusza, możecie Państwo przeczytać wspomnienia oraz obejrzeć unikatowe zdjęcia z przebiegu pracy zawodowej. Za podesłanie materiału i możliwość jego publikacji na mojej stronie serdecznie dziękuje. Zapraszam do lektury.

Pan Wojciech Lipko studia na Wydziale Łączności Politechniki Wrocławskiej ukończył w 1964 roku. Życiorys zawodowy Pana Wojciecha, związany z informatyką, składa się z dwóch etapów:

I etap: od 1 lutego 1965 r. do 31 października 1983 r. (17 lat, 9 miesięcy) we Wrocławskich Zakładach Elektronicznych ELWRO Wrocław oraz w Instytucie Komputerowych Systemów Automatyki i Pomiarów we Wrocławiu.

II etap od 1 listopada 1983 r. do 15 października 1992 r. (9 lat) w Przedsiębiorstwie Polonijno–Zagranicznym Ameprod, Przedsiębiorstwie Polonijno–Zagranicznym Alma Poznań.

Te dwa etapy to 28 lat intensywnej pracy w rozwoju maszyn cyfrowych, komputerów, systemów komputerowych, mikrokomputerów oraz w II etapie wielu wdrożeń oprogramowania użytkowego na terenie całej Polski, opracowanego przez prowadzony przez Pana Wojciecha zespół w okresie pracy w Przedsiębiorstwie Polonijno–Zagranicznym Ameprod i Alma.

Poniżej możecie Państwo przeczytać wspomnienia Pana Wojciecha z przebiegu pracy zawodowej.

W Elwro zatrudniony byłem od 01.02.1965 r. do 31.10.1983 r., a więc prawie 18 lat, na następujących stanowiskach:

– od 01.02.1965 inż. ds. Eksploatacji Maszyn Cyfrowych
– od 15.08.1966 Kierownik Sekcji Eksploatacji Maszyn Matematycznych
– od 01.04.1968 Kierownik Oddziału Eksploatacji Wstępnej
– od 01.01.1969 Kierownik Sekcji Eksploatacji Elektronicznych Maszyn Cyfrowych w OBR
– od 01.05.1974 Kierownik Zakładu Eksploatacji i Wdrożeń Systemów Komputerowych
– od 01.06.1976 Kierownik Zakładu Uruchomień i Wdrożeń Pilotowych Systemów Komputerowych w OBR a następnie Instytucie
– od 01.12.1979 Główny Konstruktor Przedsiębiorstwa

Tamte czasy pozostawiły w mojej pamięci wiele wspaniałych przeżyć zawodowych. Do fabryki przechodziliśmy prawie automatycznie po studiach, niosąc ze sobą zapał i chęć poznawania nowych technik. W związku z tym przeniosła się wspaniała atmosfera, która towarzyszyła nam przez okres studiów i kilkuletniego wspólnego mieszkania w akademiku T-2 przy placu Grunwaldzkim we Wrocławiu.

Spotkania na Uczelni, wykłady, ćwiczenia, egzaminy u różnych – pod względem temperamentu i podejścia do studentów – pracowników naukowych, tworzyły wspólną historię naszych późniejszych życiorysów zawodowych. Zacierały się z czasem lata, w których opuszczaliśmy mury uczelni a twarda i ciekawa rzeczywistość fabryczna konsolidowała zespoły. Jak wielu z nas, również i ja przychodząc do pracy, trafiłem do środowiska ludzi znanych mi i bliskich. Wchodząc do fabryki czułem, że wsiadam do łodzi, która ruszyła bardzo szybko. Nikt z nas nie zdawał sobie wówczas sprawy z tego, jak gwałtownie rozwinie się przemysł elektroniczny. Każdy dzień wnosił coś nowego, ciekawego, ale zarazem trudniejszego niż dni poprzednie. Atmosfera taka bardzo odpowiadała mojemu charakterowi i podejściu do życia.

mgr inż. Wojciech Lipko podczas uruchamiania komputera Odra 1003.

Etap I mojej pracy zawodowej w Elwro dzielił się na rozdziały, które wytyczane były początkowo kolejnymi maszynami cyfrowymi, tworzonymi w WZE Elwro:

Maszyna cyfrowa UMC–1
Maszyna cyfrowa Odra 1003, Odra 1013
Maszyna cyfrowa Odra 1204
Maszyna cyfrowa Odra 1304
Maszyna cyfrowa Odra 1305, Odra 1325
Maszyna cyfrowa R-34 Riad

Techniczne przedstawicielstwo Elwro na Stany Zjednoczone (prowadzone równolegle z pełnieniem funkcji Kierownika Zakładu).
Brak dewiz na importowane materiały do produkcji w Elwro był przyczyną nawiązania kooperacji z firmami amerykańskimi. Współpraca ta odbywała się za pośrednictwem polsko–amerykańskiej firmy UNITRONEX Corp. w Chicago. Kilka lat dzieliłem między Polską, a Stanami Zjednoczonymi. Pełniłem funkcję przedstawiciela Elwro na USA, co wiązało się z częstymi pobytami w USA. Moja ówczesna praca zawodowa przebiegała według ustalonego schematu. Około miesiąca przebywałem w delegacji w Stanach przeznaczając ten czas na wizyty u wszystkich potencjalnych kooperantów, wyszukanych wcześniej przez handlowców Unitronexu, zapoznanie się z proponowanymi nam do kooperacji wyrobami, ich parametrami technicznymi, technologicznymi i atestami, jakie muszą spełniać, aby mogły być wprowadzone na rynek amerykański, np. UL-Listed. Potencjalni partnerzy znajdowali się praktycznie na terenie całych Stanów Zjednoczonych. Po powrocie do kraju, zapoznawałem kadrę konstrukcyjną, technologiczną i produkcyjną z możliwościami wdrożenia do produkcji poszczególnych wyrobów. Musieliśmy wykonać własną dokumentację i wzory, następnie wycenić.
Z tak przygotowanymi ofertami kilku lub kilkunastu różnych wyrobów wracałem do USA, aby przekonać stronę amerykańską, że nasze produkty lub podzespoły są atrakcyjniejsze od innych ofert producentów amerykańskich. Po takiej procedurze dochodziło do zawarcia kontraktu i następowało uruchomienie produkcji w Elwro.

Rozmowy w Biurze Handlu Zagranicznego (BHZ) Elwro z dyrektorem Lisowskim.

Elwro wprowadzone zostało do kooperacji z np. General Electric w zakresie produkcji pakietów i innych podzespołów. W czasie pobytu w Kalifornii w Dolinie Krzemowej w firmie Trans America, poznałem pana Woźniaka i grupę jego konstruktorów, którzy przygotowywali nowe rozwiązania mikrokomputerowe w nieosiągalnych wówczas u nas technologiach. Efektem ich pracy było powstanie mikrokomputerów „Apple”. Znajomość z grupą pana Woźniaka uświadomiła mi, jak szybko następuje rozwój technologii w naszej branży. Fakt ten miał olbrzymie znaczenie dla mojego dalszego życia zawodowego. Uświadomiłem sobie wówczas, jak mało mamy czasu na wprowadzenie do produkcji równolegle do systemów Riad i Odra mikrokomputerów, co stwarzałoby naturalny rozwój systemów i sieci komputerowej, a jednocześnie nowej grupy tzw. personalnych komputerów (PC).

Stanowisko Głównego Konstruktora Przedsiębiorstwa, które mi powierzono 1.12.1979 r., spowodowało oprócz bieżących prac zaangażowanie we wdrażanie wymienionych w punkcie 7 kooperacji na rynek amerykański. Życie moje obfitowało wówczas w wiele ciekawych i trudnych sytuacji merytorycznych i organizacyjnych.
Przemiany polityczne w tamtych czasach, emocje przeżywane w kilkutysięcznym społeczeństwie fabryki służyć by mogły jako scenariusz do filmu.

Chcąc przekazać w ramach życiorysu zawodowego Początki Polskiej Informatyki, postaram się w sposób uporządkowany przedstawić ważniejsze i ciekawsze informacje o tamtych czasach.

Początki mojej pracy zawodowej sięgają uruchomień lampowych maszyn cyfrowych UMC–1. W dwóch dużych szafach jednostki centralnej znajdowały się panele z pakietami logiki wykonanej wówczas jeszcze w technice lampowej. W związku z tym, że pakiety miały duże wymiary, sieć okablowania paneli była grubą warstwą przewodów na wysokości około dwóch metrów i długości około trzech metrów.

Uruchamianie logiki odbywało się za pomocą oscyloskopu i dużej ilości dokumentacji również niemałych gabarytów. We wnętrzu UMC–1 było bardzo gorąco – tak z emocji, jak temperatury bijącej od olbrzymich rozmiarów zasilaczy. Urządzeniem do komunikowania się z UMC–1 był dalekopis z perforatorem i czytnikiem taśmy papierowej.

Pamiętam pewne zdarzenie z tamtego okresu. Którejś nocy w trakcie uruchamiania (dnia niejednokrotnie nam brakowało) zamarliśmy z przerażenia po wybuchu, jaki nastąpił wewnątrz jednostki centralnej. Okazało się, że eksplodował olbrzymi kondensator w zasilaczu. Incydent ten spowodował konieczność długiego wietrzenia pomieszczenia, a wymiana kondensatora wewnątrz plątaniny okablowania zasilacza zajęła nam sporo czasu. W dalszej karierze zawodowej dzięki rozwojowi technologii nigdy już nie zetknąłem się z tak gwałtowną reakcją sprzętu.

Równolegle z produkcją UMC–1 w Biurze Konstrukcyjnym prowadzone były prace nad konstrukcją maszyn cyfrowych Odra 1003, wykonanych w technice półprzewodnikowej. Technologia układów tranzystorowych spowodowała, że gabaryty maszyny cyfrowej znacznie się zmniejszyły. Zasilacze były już rozmiarów, które nie budziły grozy i we wnętrzu Odry, otwartym do uruchamiania, widać było gołym okiem postęp technologiczny.

ODRA 1013 gotowa do uruchomienia.

Partnerem przy uruchomieniach Odry oprócz oscyloskopu, dokumentacji, był przyrząd do sprawdzania pakietów PSP–03. Uruchomienia wymagały poszczególne bloki funkcjonalne:
– pakiety arytmometru i sterowania
– pakiety zasilacza napięć impulsowych
– zasilacz napięć stałych
– zasilacz napięć impulsowych
– układy zegarowe i okresowe
– pamięć bębnowa
– pamięć ferrytowa mc. Odra 1013
– sterowanie
– układy stałego przecinka
– układy zmiennoprzecinkowe
– układy zapisu i odczytu pamięci bębnowej
– układy wejście – wyjście
– dalekopis „Lorenz” LO 150
– czytnik taśmy papierowej FC-11
– perforator taśmy papierowej Facit – PE 1500.

Po skompletowaniu w jednostce centralnej wstępnie uruchomionych pakietów, powstawały kolejne zadania do rozwiązania.

Podstawą uruchomienia było np. sprawdzanie przy pomocy oscyloskopów pracy układów zegarowych i adresowych w różnych punktach maszyny cyfrowej Odra oraz umiejętność regulacji w wypadku nieprawidłowości kształtów impulsów i ich strojenia, np. w kontakcie z pamięcią bębnową oraz pamięcią ferrytową. Każdy egzemplarz Odry, schodzący z montażu, wymagał indywidualnego podejścia przy uruchomieniu. Płytki pakietów obwodami drukowanymi i zamontowanymi:tranzystorami, opornikami, kondensatorami, tworzącymi maszynę cyfrową, były wprawdzie mniejsze gabarytowo od pakietów z techniki lampowej, ale przy uruchomieniu stwarzały również wiele niespodzianek.

Patrząc u progu trzeciego tysiąclecia na technologię z lat 60., trudne do wyobrażenia są problemy z tamtych pionierskich czasów. W ogóle niewyobrażalnym jest obecnie fakt np. uruchomienia algorytmu operacji zmiennoprzecinkowych lub stałoprzecinkowych. Musieliśmy w owych czasach posiadać bardzo szczegółową wiedzę o algorytmach i ich realizacji w układach logiki maszyny cyfrowej.

Później, kiedy szkoliliśmy obsługi techniczne maszyn cyfrowych jednym z ćwiczeń było uruchamianie układów zmiennoprzecinkowych i układów stałoprzecinkowych. Takie i inne bardzo szczegółowe tematy z logiki maszyn cyfrowych prowadzone były na ćwiczeniach laboratoryjnych.

Opracowywane były wówczas podręczniki, np. „Zbiór instrukcji laboratoryjnych Odra 1013”.

Podręcznik wydany był we Wrocławiu w lutym 1967 r. Zespołem redakcyjnym, w którym uczestniczyłem, kierował prof. dr inż. Jerzy Bromirski.

Problemy rozwiązywane na etapie uruchamiania modeli i serii prototypowych, dały mi olbrzymi kapitał wiedzy i doświadczenia, które mogłem wykorzystać w późniejszej pracy. Wiele miałem możliwości sprawdzenia swoich doświadczeń w kraju i zagranicą, wszędzie tam, gdzie docierały Odry 1003 i 1013. Pierwsze uruchamiania i wdrożenia nastąpiły w NRD – w Lipsku, Berlinie i Poczdamie, w Czechosłowacji – w Kraolec Kralovem i Brnie, na Węgrzech – w Budapeszcie i Miskolcu.

W tamtych czasach równolegle do pracy w Elwro uczestniczyłem przez kilka lat jako wykładowca, a potem – kierownik kursów dla użytkowników naszych maszyn cyfrowych, organizowanych przez Wojewódzki Ośrodek Doskonalenia Kadr Technicznych NOT. Uczestniczyłem, na zlecenie NOT, w opracowaniach dokumentacji laboratoryjnej i szkoleniowej dla Odry 1013 i Odry 1204. Opracowywałem, również na zlecenie NOT, program ramowy i szczegółowy zakresu obsługi technicznej Odra 1304. Zwykle po obiedzie stołówkowym w Elwro zamiast jechać z żoną Krystyną do domu do córek, Beaty i Anity, jechałem do NOT na ul. Świerczewskiego na zajęcia szkoleniowe, które trwały niejednokrotnie do godz. 22.00.

Aktywne życie zawodowe powodowało dużą popularność w ówczesnym świecie ludzi związanych z maszynami cyfrowymi (wtedy jeszcze nie używaliśmy słowa „komputer”). Miło było mi po latach spotykać byłych uczniów, często starszych ode mnie, pracujących na różnych wysokich stanowiskach w ośrodkach obliczeniowych w Polsce i poza jej granicami, pamiętających tygodnie spędzone wspólnie na salach wykładowych i laboratorium maszyn cyfrowych.

Początkowa produkcja seryjna maszyny cyfrowej Odra 1003 znacznie wyprzedziła zaplecze produkcyjne pamięci bębnowej i czytników taśmy papierowej. Pamiętam, jak brakowało pamięci bębnowej a miałem uruchomić na sali 15 zestawów maszyny cyfrowej Odra 1003 przy jednej sztuce pamięci bębnowej. Produkcja pamięci bębnowej opóźniała się, gdyż były to bardzo trudne nowe procesy technologiczne i koledzy, zajmujący się bezpośrednio tym zagadnieniem, pracowali non-stop. Nic nie zmieniło faktu, że uruchomienia i odbiory Odra 1003 nie mogły być zahamowane. Pracowaliśmy więc bez przerwy, koledzy padali ze zmęczenia. Osobiste zainteresowanie dyrektora Rylskiego bardzo nas mobilizowało. Dyrektor odwiedzał nas często na sali I piętra nowego budynku produkcyjnego, gdzie były zlokalizowane i uruchamiane Odry. Cel był jeden: tyle bębnów ile maszyn cyfrowych i oczywiście pracujących, tak aby sprzedać, bo założony plan był niepodważalny.

Uruchamialiśmy Odry po kolei, przenosząc jeden bęben z maszyny do maszyny. Dyrektor Rylski przychodził i sprawdzał, dodając nam otuchy, a jednocześnie, w miarę napływu pamięci bębnowej liczyliśmy, czy ilość bębnów odpowiada ilościom Odr, gdyż dopiero wówczas można było przekazać skompletowany zestaw mc Odra do odbioru przez dział kontroli.

Uruchomienie ODRA 1003. Zespół uruchomieniowy Oddziału Eksploatacji Wstępnej Maszyn Cyfrowych. Wojciech Lipko na pierwszym planie w koszuli w paski.

Równolegle z tematem bębnów pojawił się problem „Gwoździa”. A jak to było?

Pracowaliśmy non-stop już od kilku tygodni. Zakład, który prowadziłem, zlokalizowany był w nowym budynku w pięknej, nowoczesnej sali uruchomień, która była oddzielona od produkcji i zamykana na noc. Pewnego dnia, po przyjściu rano do pracy, dowiedziałem się, że po północy wizytował nas dyrektor Rylski. Była to wizyta kontrolna: ile maszyn? ile bębnów? czy wykonamy plan? Wizyty dyrektora były częste, ale pora tym razem zaskoczyła ekipę z III zmiany. Zdawkowy meldunek kolegi Mariana Gwoździa przyjąłem do wiadomości. Zanim jednak sprawdziłem, jaki był postęp prac na trzeciej zmianie, otrzymałem telefon z sekretariatu Dyrektora Naczelnego, zapraszający mnie na rozmowę. Zabrałem więc wszystkie materiały potrzebne do sprawozdania ze stanu uruchamiania. Dyrektor Rylski przywitał mnie jak zwykle bardzo uprzejmie, jednak z jego twarzy wyczytałem, że coś się szykuje. W trakcie bardzo miłej relacji Dyrektora Naczelnego dowiedziałem się, jak naprawdę wyglądała sytuacja w nocy. Idąc wzdłuż przeszklonych ścian sali, dyrektor widział, że część Odr pracuje i dlatego na sali powinna być obsługa. Pukanie jednak do zamkniętych drzwi sali trwało zbyt długo. Zrezygnowany Dyrektor odchodził, wówczas zza jednej z maszyn wyłoniła się pomału jakaś postać w długiej koszuli i z nakryciem na głowie. Można sobie wyobrazić reakcję Dyrektora, zważywszy tak późną porę (było już po północy)… Duże opanowanie Dyrektora, znane nam od zawsze, nie zawiodło i tym razem – stawił czoła bardzo dziwnej postaci, relacjonującej stosunek ilości bębnów (pamięci) do ilości Odr. Sytuacja ta była dziwna, gdyż postać w takim stroju nie była spotykana w scenerii najnowszych technologii. Epizod powyższy spowodował, że historia nocnej wizyty dyrektora i relacje kolegi Mariana Gwoździa przeszły do historii jako połączenie „Gwoździa z bębnem w Odrze”.

Uruchomienie maszyny cyfrowej ODRA 1204 w Zakładzie Eksploatacji i Wdrożeń Systemów Komputerowych.

Wraz z kolejnymi rozwiązaniami konstrukcyjnymi Odry 1204 i 1304 na początku 1974 roku powierzono mi stanowisko kierownika Zakładu Eksploatacji i Wdrożeń Systemów Komputerowych. Pojawiło się już pojęcie systemów komputerowych jako zbiorów wielu urządzeń zewnętrznych sterowanych maszynami cyfrowymi o fantastycznych możliwościach oprogramowania systemowego i użytkowego. Współpraca rozpoczęta z angielską firmą ICL stworzyła nam szansę dokonania skoku technologicznego i w bardzo krótkim czasie stworzenia oprogramowania użytkowego na światowym poziomie.

Postawiono przed WZE Elwro zadanie wykonania serii komputerów Odra 1300 kompatybilnej z rodziną komputerów ICL 1900. W zadaniach tych uczestniczyłem przez 6 lat do 1 grudnia 1979 roku. Rozwój sprzętu komputerowego spowodował powstanie pojęcia Pilotowych Systemów Komputerowych (PSK). Tematyką tą zajmowałem się od początku w powierzonych mi komórkach organizacyjnych w Elwro, a później IKSAiP we Wrocławiu. Konieczne wówczas było zapoznanie szerszego środowiska z tymi zagadnieniami i opisanie ich w prasie merytorycznej.

Umową o dzieło z 02.08.1976 r. Instytut Maszyn Matematycznych w Warszawie zlecił mi opracowanie autorskiego artykułu pt. „Pilotowe systemy komputerowe Odra i Riad” przeznaczonego do publikacji w ETO – Nowości nr ½ 1976. Pragnę, opierając się na fragmentach opracowania, przybliżyć czytelnikom ówczesne problemy. Na wstępie należy przedstawić realizację tych prac w ramach całego Mera-Elwro, w tym Biura Generalnych Dostaw, Pionu Produkcji Mera – Elwro oraz BHZ Elwro. Tak szerokie kręgi tego działania wymagane były ze względu na wprowadzenie do systemów pilotowych urządzeń zewnętrznych, produkcji polskiej oraz z importu.

Co to jest pilotowy system komputerowy?

W chwili wykonania modelu nowego typu jednostki centralnej i wyposażenia go w minimalny zestaw urządzeń zewnętrznych powstaje konfiguracja sprzętu, która jest bazą dla nowej serii komputerów. Po uruchomieniu i przebadaniu konfiguracji bazowej uruchamiane są i badane nowe elementy systemu, tj. dodatkowe bloki pamięci operacyjnej, nowe urządzenia wejścia/wyjścia, pamięci zewnętrzne, monitory ekranowe i sprzęt teleprzetwarzania.

Konfigurację bazową wyposażoną w maksymalną na danym etapie rozwoju konstrukcji pamięć operacyjną oraz różne typy urządzeń wraz z testami i systemem operacyjnym nazywamy pilotowym systemem komputerowym. Służy on konstruktorom systemów, którzy wspólnie z opracowującymi poszczególne urządzenia specjalistami w zakresie testów i systemów operacyjnych, wyjaśniają i usuwają wszystkie nieprawidłowości pracy systemu, doprowadzając go do pełnej sprawności użytkowej. Poprawność wykonania wszystkich prac jest udokumentowana przez specjalistów kontroli jakości, którzy uczestniczą w ostatniej fazie prac wdrożeniowych. Pozytywna ocena badań umożliwia przekazanie dokumentacji konstrukcyjnej technologom w celu uruchomienia produkcji.

Założenia pilotowych systemów komputerowych Odra 1305 i Odra 1325

Seria komputerów Odra 1300 jest zgodna z serią maszyn cyfrowych ICL 1900, akceptuje pełną listę rozkazów serii ICL 1900 oraz zachowuje standard połączeń pomiędzy jednostką centralną a urządzeniami zgodny ze standardem ICL.

Etapy wdrożenia pilotowych systemów:

I – Uzyskanie akceptacji oprogramowania technicznego i systemowego mc ICL serii 1900 przez konfigurację lokalną, Odra 1300, w której wszystkie urządzenia peryferyjne oraz pamięci zewnętrzne były produkowane w kraju.

Pilotowy system ODRA 1304 przed badaniem przez Komisję Państwową.

II – Rozbudowanie powstałych w pierwszym etapie konfiguracji lokalnych o lokalne urządzenia z importu, np. pamięci dyskowe, monitory ekranowe lokalne oraz sprzęt teleprzetwarzania ICL oparty zarówno na skanerze ICL 7930, jak i na procesorze komunikacyjnym ICL 7903.

Pozytywne zakończenie tych prac potwierdziło w pełni zgodność techniczną i programową mc ICL serii 1900 z maszynami Odra serii 1300.

Użytkownicy komputerów Odra 1305 otrzymali sprzęt, który może pracować z systemem George 3, co stworzyło praktyczne warunki do wykorzystania wysokich parametrów i walorów technicznych jednostki centralnej Odra 1305.

III – Stworzenie systemu realizującego wszystkie możliwości pracy wymienione w etapie drugim, całkowicie opartego na sprzęcie produkcji krajowej i krajów socjalistycznych. Dotyczy to głównie monitorów ekranowych i sprzętu teleprzetwarzania. Zakłady Mera – Elwro starają się w jak najkrótszym czasie wdrożyć w systemach pilotowych monitory ekranowe lokalne z Mera – Elzab oraz zdalne urządzenia końcowe produkowane przez Mera – Błonie. Zakupy licencyjne dokonane przez w/w zakłady, umożliwiły uzupełnienie systemów Odra 1305 i Odra 1325, znajdujących się już u odbiorców o urządzenia rozszerzające możliwości pracy już zainstalowanego sprzętu.

Założenia pilotowych systemów komputerowych R-32 i EC-1032

R-32, pierwszy polski komputer serii RIAD zachowuje jednolitą architekturę logiczną z maszynami Jednolitego Systemu, opracowanymi w ramach RWPG. W związku z tym istnieją możliwości tworzenia systemów komputerowych R-32 wykorzystujących dorobek w zakresie urządzeń zewnętrznych i pamięci dyskowych wszystkich krajów socjalistycznych. Stan taki pozwoli zaspokoić potrzeby użytkowników w zakresie zastosowań systemów R-32.

Prace wdrożeniowe przy pilotowym systemie komputerowym R-32 zmierzają w trzech kierunkach:

– rozwój pamięci operacyjnej
– rozbudowa systemu o urządzenia lokalne i pamięci zewnętrzne
–rozbudowa systemu o sprzęt teleprzetwarzania

Na każdym etapie przeprowadzane są wszystkie konieczne prace programowe dotyczące testów diagnostycznych i systemów operacyjnych.

Rozwój pamięci operacyjnej odbywa się przez dołączanie dodatkowych szaf pamięci, skonstruowanych i wykonanych w Mera–Elwro.

Po technicznym połączeniu i przetestowaniu następuje badanie sprawności całego systemu pilotowego w pełnej konfiguracji pod kontrolą systemów operacyjnych przez zadania z zakresu oprogramowania użytkowego.

Kompletowanie systemu pilotowego dokonywane jest m.in. przez dostawę urządzeń lokalnych i pamięci zewnętrznych przez Zakłady Zjednoczenia Mera, np. Błonie, Elzab oraz producentów z krajów socjalistycznych. Tak więc:

– pamięci dyskowe 8x106bajtów i 30×106 bajtów sprowadzane są z Bułgarii;
– urządzenia kartowe – czytniki i perforatory kart sprowadzane są z Czechosłowacji;
– drukarki wierszowe i konsole monitora oparte na mechanizmie DZM-180 wykonuje Mera–Błonie;
– pamięci taśmowe PT-3M wykonuje Meramat;
– czytnik i perforatory taśmy papierowej oraz monitory ekranowe – Mera–Elzab.

Urządzenia sprowadzane do OBR uruchamiane są przez grupy specjalistów, którzy na pilotowym systemie R-32 rozwiązują wszystkie problemy, doprowadzając system do pełnej sprawności użytkowej. W efekcie tych prac powstają ewentualne zalecenia zmian w konstrukcji jednostki centralnej, jak również w innych urządzeniach. W najbliższym czasie planowane jest rozpoczęcie uruchamiania sprzętu teleprzetwarzania w systemie pilotowym.

Jak można wnioskować z powyższego opracowania, kompletacja, uruchamianie i wdrażanie Pilotowych Systemów Komputerowych Odra i Riad prowadzone były na bardzo szeroką skalę. Wprawdzie rozszerzyłem trochę mój życiorys zawodowy o dane techniczne realizowanych tematów, ale uważam, że warto było uzupełnić obraz tamtych czasów, w których powstawały Początki Polskiej Informatyki.

Sale komputerowe znajdowały się na parterze biurowca Elwro przy ulicy Ostrowskiego. Należało uruchomić sprzęt, przetestować, uruchomić pod systemami operacyjnymi i na oprogramowaniu użytkowym. Tempo prac musiało nadążać za schodzącymi z produkcji maszynami cyfrowymi, przeznaczonymi dla kolejnych odbiorców, stawiających coraz wyższe wymagania. Różne dziedziny zastosowań systemów komputerowych niosły z sobą konieczność włączania coraz to nowych typów urządzeń zewnętrznych (wykazy sprzętu znajdują się na rys. 2,3,4).

Bardzo dużym przeżyciem były badania prowadzone przez Komisję Państwową, którym poddano Pilotowy System Komputerowy Odra 1304 na kompatybilność z oprogramowaniem użytkowym ICL pod systemem George 3.

Komisji państwowej przewodniczył docent Marczyński, a w składzie Komisji znajdował się m.in. docent Marek Greniewski.

Pilotowy system ODRA1304 przed badaniem przez Komisję Państwową.

Badania poprzedzone były wyjazdami do ICL Manchester i ICL Londyn, gdzie z zespołami logików i programistów wyjaśnialiśmy rozbieżności w realizacji logiki naszych maszyn z ICL. ICL nie przekazał w odpowiednim czasie istotnych szczegółów, bez wyjaśnienia których nie było możliwości uzyskania pracy Odry pod systemem George 3. Po pozytywnym odbiorze odetchnęliśmy z ulgą, a przed Odrą 1304 otworzyły się kolejne możliwości zastosowań i sprzedaży również na rynki zagraniczne. W grupach uczestniczących w rozwiązywaniu tego i innych zagadnień brali udział między innymi: Thanazis Kamburelis, Stanisław Lepetow, Edmund Szajer, Adam Urbanek, Alicja Kuberska, Józef Moszyński, Piotr Klemienowski, Maria Horwat, Witold Podgórski, Zofia Gajek, Anna Tabor.

Powierzone mi 1 grudnia 1979 r. stanowisko Głównego Konstruktora spowodowało znaczne rozszerzenie zakresu odpowiedzialności i problematyki. Okres ten obejmował początki powstawania w Elwro systemów mikrokomputerowych Elwro 500 i Elwro 800:
– Elwro 500 zaprojektowany był w oparciu o układy mikroprocesorowe serii MCY 7880. Programy użytkowe realizowane były w językach: ZIM, BASIC, ASSEMBLER.
– Elwro 800 zaprojektowany był w oparciu o szesnastobitowy mikroprocesor 8086 i koprocesor 8087.

Jednym z ważniejszych tematów było przygotowanie do produkcji kalkulatorów Elwro 330 z drukarką. Kalkulatory przygotowywano do produkcji eksportowej na rynek amerykański według uzgodnień poczynionych w czasie moich wyjazdów do USA.

Okres pracy w Elwro przyniósł mi również wiele wyróżnień udokumentowanych, które bardzo sobie cenię. Do ważniejszych zaliczę:
– wyróżnienie Rektora Politechniki Wrocławskiej za udział w realizacji badań naukowych z dnia 14.10.1979 r.
– wyróżnienie II i I stopnia Kierownika WZE Elwro
– certyfikaty ze szkoleń w firmach: ICL Anglia, FACIT-HALDA Szwecja, BASF Niemcy.